Większość historii naszego gatunku jest dla nas niema.
Jasne, pojawiają się od czasu, do czasu wzmianki o jakiegoś rodzaju narzędziach, spekulacje dotyczące trybu życia i organizacji społecznej ludzi pierwotnych, niemniej są to głównie domysły. Historia, a tym samym cywilizacja zaczynają się dla człowieka dopiero od momentu pojawienia się pisma. Takie stwierdzenie nie wydawałoby się niczym dziwnym, w końcu pozwoliło mu na ustanowienie prawa, które byłoby niezależne od woli czy pamięci danej władzy sądowniczej. Dawało też możliwość ową władzę usankcjonować, jasno określić jej kompetencje, ograniczenia i prawa. Jednocześnie wynalazek ten, pierwotnie służący głównie do zapisków handlowych, z czasem stał się głównym nośnikiem kultury danej cywilizacji, to on ustanawiał obowiązującą wersję systemu wierzeń czy legend na danym obszarze. Doprowadziło to w efekcie do sakralizacji pisma, co można z resztą bardzo często znaleźć w etymologii nazw danych systemów znaków (słowo hieroglify z greckiego oznaczało tyle, co święte znaki).
Mając to wszystko na uwadze, nie sposób jednak przejść obojętnie obok pytania, czy i dzisiaj możemy mówić o świętości pisma?
Czy w dobie wojny informacyjnej, post prawdy oraz fake newsów to, co zapisane jest faktycznie dalej wiarygodnym źródłem prawdy?
Czy fakt, że masowe media takie jak film czy gry komputerowe już dawno wyparły literaturę jako główny nośnik kultury, nie odebrał pismu jego dotychczasowej mocy w kreowaniu rzeczywistości dookoła nas?
W swojej książce pod tytułem Oralność i piśmienność Walter Ong pisze:
Po absolutnie całkowitym, przekreślającym zakwestionowaniu tekst mówi dokładnie to samo, co przedtem. To jeden z powodów, że w potocznym języku wyrażenie “księgi mówią” jest równoznaczne z “to prawda”. To także jedna z przyczyn faktu, że książki palono. Tekst stwierdzający to, o czym wszyscy wiedzą, że jest nieprawdą, będzie ten fałsz stwierdzał wiecznie, dopóki istnieje. Tekst jest z natury krnąbrny.”
We fragmencie tym widać bardzo ciekawą właściwość tekstu, jaka objawia się w jego krnąbrności. Fakt, że książki, a szerzej pismo zawsze mówi dokładnie to samo, że litera jest pozornie odporna na wszelki relatywizm, że to, co zapisane jest ostateczne, może prowadzić do wniosku, że ludzie z kultur piśmiennych są skłonni podświadomie wierzyć, że to, co zapisane jest jednocześnie prawdą.
Istotnym jest również fakt, że dawniej umiejętność czytania i pisania nie była zjawiskiem powszechnym i była domeną klasy rządzącej i kapłańskiej.
Sam fakt, że dawniej zapisywanie i przepisywanie tekstów, było czynnością pochłaniającą wiele czasu i zasobów, sam w sobie nadawał wartość pismu, jako źródłu prawdy o świecie. Gdy już sięgano po rylec, rysik czy zaostrzone gęsie pióro nie robiono tego z myślą o rzeczach błahych. Tyczyło się to nawet tekstów pozornie błahych, a nierzadko wulgarnych jak, chociażby fraszki. Mimo że cechowały się one dużo luźniejszą formą od innych rodzajów tekstu to jednak zawsze starały się one przekazać jakiegoś rodzaju opis rzeczywistości, choćby i budzącej śmiech.
Co istotne po wynalezieniu druku i upowszechnieniu się zdolności czytania i pisana ten sposób myślenia o literaturze i piśmie, choć niewątpliwie ewoluował, to jednak dalej był obecny, dalej ludzie uważali, że zapisane słowa są w stanie odmienić rzeczywistość lub że są one zdolne do odsłonięcia prawdy o niej, do wyzwolenia człowieka z platońskiej jaskini.
Starczy tutaj przytoczyć, chociażby realistów, dla których literatura powinna przede wszystkim opisywać ową niezafałszowaną rzeczywistość, czy na naszym polskim gruncie pozytywistów, wpatrujących w niej drogę do przemiany społeczeństwa polskiego na lepsze.
Mimo zatem, że postmodernizm stał w kontrze do wielkich narracji, to jednocześnie wydaje się on być gloryfikacją narracji samej w sobie – pisma oraz jego potencjału twórczego.
Po piśmie?
Współcześnie jednak stosunek do pisma jako źródła prawdy wydaje się zdecydowanie bardziej niejednoznaczny.
Z drugiej zaś, czynniki takie jak ogromna łatwość edycji tekstów na mediach społecznościowych, czy stronach o charakterze informacyjnym pokroju Wikipedii oraz spora anonimowość, jaką zapewnia przestrzeń wirtualna sprawia, że coraz ciężej przeciętnemu człowiekowi dociec do tego, czy dana rzecz wydarzyła się naprawdę, czy nie.
Zatarły się granice między prawdą a fikcją, tym co jest jedynie niewinną ironią, a co jest faktycznym stanowiskiem danej osoby.
Jednocześnie fakt, że współcześnie przyswajamy w internecie ogromne ilości tekstu sprawia, że trudniej jest nam patrzeć krytycznie na to, co w nim znajdujemy. Naturalnie oceniamy dane informacje na podstawie naszych heurystyk poznawczych, czyli zdaniem psychologa Daniela Kahnemana, skrótów myślowych bazujących na podświadomych założeniach opartych o wcześniejsze doświadczenia i schematy.
Doprowadza to do sytuacji, w której trudno jest człowiekowi oddzielić swoje własne emocje od tego, co faktycznie jest w tekście.
Wszystkie te przykłady prowadzą do konkluzji, że choć pismo dalej pełni istotną funkcję w dzisiejszym świecie, nie możemy już mówić o tym, że jest ono dla nas absolutnym źródłem prawdy o nim.
Warto jednak zadać sobie pytanie, co nim w takim razie jest?
Artykuł ten chciałbym zakończyć moim osobistym przemyśleniem dotyczącym roli języków programowania we współczesnym świecie, które nierzadko mówią nam zdecydowanie więcej na temat świata, w jakim żyjemy, niż do niedawna pełniące tę funkcję pismo.
Jeżeli bowiem przyjrzymy się temu, jakie języki programistyczne mają w nim miejsce, zobaczymy, że przejawiają one cechy bardzo zbliżone do tych, jakie miały umiejętności czytania i pisania w kulturach piśmiennych.
- Po pierwsze są one opanowane przez niewielką grupę ludzi, stanowiącą ekonomiczną elitę społeczeństw zachodnich.
- Po drugie języki programowania pozwalają ich użytkownikom na wejrzenie pod rzeczywistość, stanowią pewnego rodzaju bramę ze światem niematerialnym.
- Po trzecie zaś rośnie ich znaczenie w wymiarze politycznym i ekonomicznym. Co chwila słyszymy doniesienia o kolejnych atakach cybernetycznych, o rozlicznych wyciekach wrażliwych dla państw i organizacji danych. Z kolejnej zaś strony do głosu dochodzi kwestia kryptowalut oraz idei tak zwanego Code is Law, czyli pojęcia głoszącego, że jedyną siłą, która może regulować wartość danej waluty jest kod komputerowy.
Mając to wszystko na uwadze należy bacznie obserwować rozwój znaczenia języków programistycznych również i w sferze kulturowej i artystycznej, może się okazać niebawem, że i tutaj nowy język bogów wyprze stary. Tymczasem jednak do następnego koncertu Hatsune Miku…
Ignacy Krawsz-Kubica