Dwa monitory, dziesiątki otwartych kart przeglądarki, nowa wiadomość od znajomego, mail od szefa wymagający niezwłocznej odpowiedzi, wciąż pojawiające się reklamy – brzmi znajomo? Każdego z nas bombardują informacje, ale czy na pewno wbrew naszej woli? Ten zmasowany atak sprawia przecież, że jesteśmy w stanie wykonywać wiele czynności w krótszym czasie, jednak czy z taką samą efektywnością?
Można zauważyć, że korzystanie z internetu jest źródłem licznych paradoksów. Pozornie skupiamy się na jednym medium, ale równocześnie jesteśmy rozpraszani przez konkurujące o naszą uwagę komunikaty i bodźce, które są dokładnie takie, jakich mózg pragnie – powtarzalne, intensywne, interaktywne, a co za tym idzie uzależniające. Korzystanie z internetu składa się z zestawu drobnych, powtarzalnych czynności, które powodują bardzo szybką reakcję. Zapytanie wpisane w wyszukiwarkę skutkuje pojawieniem się listy interesujących linków do sprawdzenia, post na Instagramie nagradzany jest licznymi serduszkami, odpowiedź na wysłaną wiadomość pojawia się zwykle w ciągu kilku minut. Jest to typowe wzmocnienie pozytywne, do którego mózg szybko się przyzwyczaja.
To spostrzeżenie może prowadzić do pytania, w którym momencie obciążenie poznawcze mózgu jest zbyt duże. Z badań przytoczonych w książce „Płytki umysł. Jak internet wpływa na nasz mózg” Nicholasa Carra wynika, że następuje to, gdy ilość informacji wpływających do pamięci roboczej przekroczy zdolność do ich przetwarzania. W efekcie umysł nie będzie już w stanie zachowywać wpływających informacji ani tym bardziej łączyć ich z już posiadanymi. Według psychologa Johna Swellera, na którego powołuje się autor wspomnianej publikacji, głównymi przyczynami takiego przeciążenia jest rozwiązywanie problemów za pomocą narzędzi zewnętrznych i podzielona uwaga. Nikogo nie zaskoczę stwierdzeniem, że są to główne cechy internetu jako medium informacyjnego.
Kolejnym kluczowym pojęciem jest zmęczenie decyzyjne. Pojawia się ono, gdy w krótkim czasie musimy podjąć dziesiątki drobnych, pozornie nic nieznaczących decyzji. Przykładowo, czytając tekst na stronach typu Wikipedia, co chwilę trafiamy na hiperłącze. Mózg musi podjąć decyzję, czy informacja kryjąca się pod nim, jest nam niezbędna. Jeśli tak – kliknięcie myszką i zostajemy odesłani do nowej strony, na której ponownie musimy się odnaleźć, co generuje tak zwane koszty przełączania. To tak jakbyśmy równocześnie chcieli czytać książkę, oglądać film i z kimś rozmawiać. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że wszystkie czynności wykonujemy równolegle, ale w rzeczywistości co chwilę przełączamy się z jednej na drugą. Dwa zdania książki, przełączenie, urywek dialogu głównego bohatera, przełączenie, odpowiedź na zadane pytanie, szybkie odnalezienie się na czytanej stronie, kolejne zdanie, dynamiczna scena walki i tak dalej, i tak dalej. Tak naprawdę ani nie śledzimy akcji filmu, ani fabuły książki, ani nie oddajemy się do końca rozmowie. Istny chaos. Do tego dochodzą koszty przełączania, które pochłaniają naszą energię.
Dane liczbowe dotyczące tego problemu przedstawili naukowcy podczas corocznego zjazdu Society for Neuroscience. Okazuje się, że pracując nad wieloma zadaniami jednocześnie, na ich prawidłowe wykonanie przeznaczamy około połowy więcej czasu i popełniamy około 40% więcej błędów.
Powyższe badania i oparte na nich teorie prowadzą do kluczowego pytania: czy opłaca się działać pozornie szybko, popełniając przy tym liczne błędy i będąc zmuszonym do ich poprawiania? Według mnie taki tryb pracy tylko pozornie zwiększa efektywność. Owszem, uda nam się oddać projekt przed deadlinem, ale najprawdopodobniej będziemy musieli go później kilkakrotnie poprawiać. I tak, uda nam się skreślić 30 punktów z naszej listy rzeczy do zrobienia, ale mogę się założyć, że w międzyczasie zapomnimy nakarmić kota czy znaleźć choć chwilę dla siebie. Do tego pomyślmy o tym, co prawdopodobnie każdy z nas zrobi już po oficjalnym zakończeniu dnia pracy czy nauki. Posłużmy się przykładem mnie samej – prawdopodobnie włączę serial (najlepiej w języku obcym, bo w końcu to idealny sposób na naukę, ale tutaj wchodzimy już w kwestię obsesji produktywności, która mogłaby być kolejnym tematem wartym poruszenia), zjem kolację, odpiszę na wiadomości z całego dnia, przescrolluję wszelakie media społecznościowe i zapoznam się z najświeższymi informacjami ze świata.
Myślę, że właśnie tutaj kryje się główny problem – multitasking nigdy się nie kończy. Chwilowe bombardowanie informacjami może byłoby dla nas korzystne, bo dawałoby pełen obraz zagadnienia, nad którym pracujemy, a równocześnie pozwoliłoby spojrzeć na nie kompleksowo, ale w sytuacji, gdy jesteśmy nieprzerwanie wystawieni na atak informacyjny, zazwyczaj następuje przeciążenie mózgu. Na dłuższą metę takie funkcjonowanie jest niemożliwe.