Zaczyna się sezon wakacyjny, a zatem zwiększają się też tłumy na ulicach turystycznych miejscowości. Doskonałym tego przykładem jest Paryż – jedno z najczęściej odwiedzanych miast, niegdysiejsza „stolica świata”, no i rzecz jasna miejsce pobytu słynnej Mona Lisy. Nie może ona narzekać na brak zainteresowania – wielu wielbicieli kupuje bilety do Luwru i stoi w długiej kolejce przed samym portretem tylko po to, by móc wejrzeć w osławione oczy szesnastowiecznej damy. Gioconda jest niezaprzeczalnie jednym z najbardziej rozpoznawalnych obrazów w historii, przerabianym przez niezliczonych artystów i internautów. Sława ma jednakże i mroczne oblicze – Mona Lisa narażona jest na kradzieże i liczne ataki. Można powiedzieć, że to już coś więcej niż zwykłe dzieło sztuki; Gioconda stała się ponadczasowym symbolem nowożytnej kultury – ergo, symbolem dorobku materialnego i duchowego naszego społeczeństwa.
Czy zatem fenomen arcydzieła Leonarda da Vinci może być dla nas źródłem pewnych informacji na temat ludzkiej cywilizacji, a przynajmniej sztuki? Z pewnością, jeśli weźmie się pod uwagę okoliczności, w jakich obraz zyskał rozgłos. Wszakże aż do początku XX wieku Mona Lisa nie wzbudzała takich emocji jak obecnie. Dla osób spoza kręgów artystycznych była ona niczym więcej niż wyjątkowo zniszczonym i zszarganym płótnem znanego mistrza. Obraz stał się sławny właściwie z dnia na dzień, kiedy pod koniec kwietnia 1911 roku okazało się, że zniknął z paryskiej galerii. Początkowo nikt nawet nie zauważył tajemniczego zaginięcia. Jednakże gdy sprawa trafiła do gazet, rozpętał się prawdziwy skandal. Kradzież szybko stała się pretekstem do eskalacji napięcia pomiędzy skonfliktowanymi narodami: Francuzi zaczęli obwiniać Niemców (a warto pamiętać, iż było to zaledwie trzy lata przed Wielką Wojną) i Amerykanów (niektóre środowiska obawiały się, że Amerykańscy kapitaliści pragną przejąć dziedzictwo kultury europejskiej).
Luwr został ponownie otwarty dla zwiedzających kilka dni po niefortunnym incydencie. I to właśnie wtedy po raz pierwszy tłumy odwiedziły galerię wyłącznie dla Giocondy, a właściwie dla haniebnej pustki pozostawionej w miejscu, gdzie kiedyś wisiało dzieło. Chciałoby się rzec, iż brak obrazu stał się sztuką ważniejszą, niż obraz sam w sobie – wpłynęły na to zawirowania polityczne i silne emocje odbiorców. Nareszcie, po ledwie czterech wiekach, Mona Lisa zaistniała w świadomości społecznej. Narodził się symbol. Renoma obrazu gwałtownie wzrosła, gdy tylko okazało się, że jest on wart kradzieży. Można zaryzykować stwierdzenie, iż ludzie sztucznie wykreowali wartość Giocondy niezależnie od mistrzostwa warsztatu Leonarda da Vinci. To zatem oznacza, że nawet przedwieczna sztuka nie zamyka się jedynie w obrębie płótna. Kontekst i emocje bywają ważniejsze od warstwy wizualnej. Na tym opiera się też między innymi sztuka konceptualna.
Nic dziwnego, że zjawisko jakim stała się Mona Lisa, jest niesłabnącą inspiracją dla artystów. Enigmatyczny uśmiech kobiety z portretu pozwala na różne interpretacje. Obraz owiany współczesnym skandalem zyskał nowe znaczenie. W 1919 roku Duchamp przedstawił wizerunek Giocondy na pocztówce, dodając podpis „L.H.O.O.Q.” (Elle a choud au cul) – „Gorąca dupa”. Nie da się ukryć, iż Mona Lisa to gorący temat. Sensacja zaś wykroczyła poza elitarystyczną bohemę, stając się elementem popkultury, co właśnie obrazuje nieco wulgarne określenie użyte przez Duchampa.
Krocie wszelakiej maści artystów odwoływało się do obrazu – między innymi Salvador Dali, Andy Warhol, Elton John, Britney Spears. Mona Lisa jest jak Marilyn Monroe – tajemnicza, nieuchwytna, ikoniczna. To, co niezwykłe wzbudza największe emocje. Ponadto, tak jak i Marilyn, wizerunek Giocondy jest powielany w nieskończoność, zapisując się w świadomości nawet najmłodszych dzieci, które jeszcze nawet nie wiedzą nawet, kim był da Vinci. Najbardziej znany portret jest już swego rodzaju marką. Jego sława jest napędzana poprzez wykorzystanie obrazu w reklamach czy też nowych dziełach sztuki. Im sławniejsza jest Mona Liza, tym więcej firm upatruje w niej szansę na wypromowanie własnego produktu. I koło toczy się dalej. Malarstwo zjednoczyło się w pewnym sensie ze sztuką marketingu.
Sztuka to nie tylko obraz, rzeźba, powieść lub piosenka – często zapominamy, że tak naprawdę prawdziwa sztuka wyrasta z historii, reklamy, interpretacji i emocji odbiorców. Jest ona odbiciem naszych wartości, postępu i percepcji. Warto o tym pamiętać, gdy próbuje się zrozumieć współczesne trendy, które, poniekąd tak jak Gioconda, są sensacją oderwaną od warstwy wizualnej, fenomenem społecznym.