Przeglądając dziś rano CGTN natrafiłem na bardzo ciekawy artykuł. Mówi on, iż stacja ta przeprowadziła badania na całym świecie na temat chińskiej gospodarki. I co ciekawe, według tego badania aż 78,34% respondentów uważa, że Chińczycy ożywili ekonomię światową. Co mnie jednak najbardziej kupuje to fakt tego, iż w następnym akapicie znalazła się ankieta na temat “jak twoim zdaniem będzie wyglądał układ sił na świecie”. I w to badanie jestem w stanie uwierzyć bez ogródek.
Otóż według niego:
- aż 35% ludzi uważa iż świat będzie multipolarny (nastąpi słynny koncert mocarstw i możliwy powrót do zasady równowagi sił znanej z XIX wieku),
- 29% uważa iż będzie tripolarny z dominacją Chin, USA i Państwa Europejskiego,
- 17% uważa iż będzie to świat bipolarny z dominacją USA i Chin,
- 7% uważa iż świat zdominują Chiny,
- 6% uważa, że świat zdominuje USA,
- 2%, że świat zdominuje Europa.
Co się nasuwa z tego badania? Że jest tutaj pięknie dostrzegalna tendencja tego do jakiego ładu dążą Chińczycy, że Pax Sinica (jeżeli takowy nastąpi) nie będzie wyglądał jak Pax Americana (podobnie jak P.A różniło się od Pax Britannia).
Chińczycy nie dążą bowiem na razie do uzyskania własnej dominacji nad całą resztą świata, ponieważ wiedzą, że są na to jeszcze za słabi.
Choćby i osiągnięty został Wielki Renesans i Chiny wyjdą na pełne prowadzenie, to dalej będzie to raczej rola WYPRZEDZAJĄCA niż DOMINUJĄCA inne kraje.
Dlatego też właśnie Chiny tak bardzo naciskają na zjednoczoną Europę, a nie na zjednoczony zachód – pozwoli to im powrócić do tradycji świata multipolarnego, do którego zapewne w niedalekiej przyszłości dołączą jeszcze Indie (moim zdaniem przyszły dominant światowy), Brazylia oraz prawdopodobnie Nigeria oraz Indonezja. Możliwości są naprawdę wielkie i układ sił zacznie ponownie przypominać ten, jaki znamy z kart historii układu Metternichowskiego (wiedeńskiego). Wynika to stąd, jak pisał Henry Kissinger, że świat unipolarny (taki jaki mamy teraz) jest niemożliwy do utrzymania na dłuższą metę.
Dodatkowo kiedy mówimy o chińskim podejściu do układu sił, nie zapominajmy o tym, iż celem Chin jest powrót do stanu sprzed 1800 roku, czyli jednego wielkiego kwitnącego PAŃSTWA ŚRODKA (Zhongguo), okalającego go wachlarzu trybutariuszy i dalej jakichś tam krajów “barbarzyńskich”. W takim systemie, bycie jak Ameryka nie jest możliwe do zastosowania. Ktoś może powiedzieć, że w erze globalizacji takie rozwiązania są niemożliwe do wprowadzenia w życie – i ja się zgadzam, ale częściowo. Fakt, widzimy już, jak Chińczycy wychodzą poza ramy XVIII państwa środka, poprzez liczne inwestycje w Afryce, Europie i Amerykach (chociaż ekspedycja admirała Zheng He w XV wieku dotarła aż do Mozambiku), to jednak moim zdaniem nie jest to efekt rekalkulacji celów, tylko dostosowywania się do nowych realiów walki.
Nie można też zapominać o fakcie, iż Chińczycy dążą do jak największego rozwoju swojego Soft Power (nacisku kulturowego) poprzez osiąganie takich inicjatyw jak Wielki Renesans czy słynny Chinese Dream. Chcą stać się dla popkultury tym, czym dla nas jest aktualnie USA. By na koszulkach zamiast NYC było SC (Shanghai City), by jadło się Bao Zi zamiast burgerów itd.
Ogólnie można powiedzieć, iż Chiny mają kompleks wyższości.
Chcą, by Zachód powiedział “tak, wasza kultura jest super, chcemy ją implementować u siebie”. Ma to oczywiście związek z dalej niezagojonymi ranami po stu latach narodowego poniżenia, w których to zachód, mówiąc kolokwialnie, niemiłosiernie “dymał” Chiny.
Wracając na koniec do głównego wątku, jak moim zdaniem zakończy się cały konflikt o supremację światową? Cóż, niektórzy eksperci twierdzą, że mamy do czynienia już z nową zimną wojną. Jeśli tak, to czekają nas nowe proxy wars (wojny zastępcze), embarga, konflikty i ogólnie gama nieprzyjemnych zdarzeń. W tym wypadku jednak nic się nie zapowiada na to, by któraś z ekonomii tych krajów, miała upaść lub też by mieszkańcy mieli się zbuntować i zabrać “mandat niebios”. Idąc dalej, jeśli Pułapka Teukidydesa naprawdę funkcjonuje, to w szerszej perspektywie może nas czekać konflikt o supremację między USA i CHRL, ale to taka luźna dygresja.
Na marginesie, jakie wnioski płyną do nas z całej tej awantury na Pacyfiku?
Zachód musi pozostać skonsolidowany. Nie możemy krzyczeć “precz z USA” bo może się to zakończyć kolejnymi konfliktami i triumfem wartości dla nas, Europejczyków, odmiennych. Niezależnie od tego ile konfliktów wywołało USA (nie przeczę, sporo), to jednak właśnie dzięki Ameryce, Europa może sobie wegetować nieruszana przez praktycznie nikogo. Błagam, nie psujmy tego.
Jednocześnie konsolidujmy się dalej, albowiem właśnie przez zjednoczenie wiedzie klucz do potęgi UE. Sami, jako Polska, nie mamy wystarczającej siły, by się przebić, a będąc w Federacji Europejskiej, jacyś Polacy mogliby odnosić sukcesy i wydawać decyzje, które wpłyną na stan np. Nigerii czy Arabii. Niesamowite prawda? Dodatkowo warto dodać, iż zdaniem wielu ekspertów Europa musi zakończyć swoją wegetację. Mamy ogromny wachlarz możliwości, aby zacząć oddziaływać na kraje “peryferyjne” względem nas i by zacząć rozpychać się w segmencie rynku dyplomacji. Nie uciekniemy od tego, a możemy wiele zyskać…