Sztuka zawsze ma coś do powiedzenia, jednak to od nas zależy, ile w niej usłyszymy. Czasem dzieła mówią do nas głośno i wyraźnie, a czasem są niemal niesłyszalne. Od tego też zależy ich odbiór. Pracę, które najgłośniej krzyczą, są najbardziej społecznie szkalowane. Czy w takim razie mamy prawo je uciszać?
Czy możemy zamknąć im usta?
Tworząc sztukę, wysyłamy wiadomość, próbujemy poruszyć serca odbiorców. Ograniczając artystów, sprawimy, że niektóre słowa nigdy nie zostaną wypowiedziane, a część zmian nigdy nie zostanie przeprowadzona.
Narzędzie w rękach twórcy
Najczęściej sztuka służy uciesze naszych zmysłów, wywołując u nas określone emocje. Aczkolwiek, istnieją dzieła, które robią znacznie więcej – zmuszają nas do myślenia. Skutkiem tego, rozpoczyna się społeczna debata.
Nie tak łatwo jednak zmusić ludzi do podjęcia rozmowy. Potrzebny jest skandal, sensacja. Potrzebne są kontrowersje. W sztuce jest to prawidłowość znana od dawna, często będąca początkiem wielkich zmian.
Czeski humor
Doskonałym przykładem artysty, który stosowanie jej opanował do perfekcji, jest David Černý. Swoje prace niejednokrotnie kierował przeciwko Prezydentowi Republiki Czeskiej, chociażby ukazując jego postać wewnątrz ogromnych dup, do których można było zajrzeć. Swoją antypatię najwyraźniej okazał stawiając wielką fioletową dłoń pokazującą środkowy palec w kierunku siedziby prezydenta.
O krok dalej posunął się w 2009, kiedy to w swoim dziele „Entropa”, przedstawiając każdy kraj według swoich wad. We Włoszech umieścił masturbujących się piłkarzy, zaś Polskę ukazał jako kartoflisko, na którym grupka księży wznosi flagę LGBT.
Była to swego rodzaju krytyka całej Europy, a także zwrócenie uwagi na sytuacje, panującą w poszczególnych krajach.
Jego wiadomość została odebrana, a dyskusja zainicjowana. Ponadto część odbiorców, zamiast patrzeć zaczęło widzieć, zaangażowało się w dzieło, a jego cząstka została w nich na zawsze.
Polska perspektywa
Prace Černego ukazywane są głównie w Pradze, gdzie Czesi znani ze swojego luźnego podejścia do życia, nie utrudniają mu zbytnio wystawiania swoich prac. Jakby jednak wyglądało to w naszym kraju?
Wystawione w 1994 figury Jezusa i Madonny, leżące pod wielkimi workami pełnymi wody będące częścią pracy Roberta Rumasa „Termofory” zostały zabrane przez przechodniów do pobliskiego kościoła.
Niektórzy wciąż pamiętają także słynną pracę Julity Wójcik „Tęcza”, która została zdemontowana w 2015 po 7-krotnym podpaleniu. Nasze społeczeństwo wielokrotnie wyrażało swój brak akceptacji wobec niewygodnych dzieł i artystów.
Od podanych przykładów minęło sporo czasu, a w naszym społeczeństwie zaszły wielkie zmiany, mimo to wciąż znaczna część z nas najchętniej zakazałaby prezentacji dzieł o takiej tematyce.
Refleksja
Jednak czy chodzi nam jedynie o upiększenie naszego krajobrazu, utrwalanie postaci historycznych i symboli religijnych, bazowaniu na tym, co było? Może warto otworzyć się na nowe odczucia?
Idąc ulicami Pragi mamy okazję przystanąć i zastanowić się, dlaczego dzieci Davida Černego zamiast twarzy mają kody kreskowe lub z jakiego powodu „Sikający” oddają mocz na mapę Czech.
Przechadzając się po naszym kraju zazwyczaj widzimy jedynie kolejne pomniki Jana Pawła II i Józefa Piłsudskiego.
Niech nasi obywatele, zamiast wpatrywać się znów w znane nam już kamienne oblicza, zaczną myśleć sami i wyciągną wnioski z tej zadumy.