Prohibicja w Stanach – Feministki, Bimbrownicy i Mafia

Czas czytania: 6 minuty Wyobraźcie sobie, że budzicie się pewnego dnia i widzicie w codziennych wiadomościach, że w nocy politycy wprowadzili ustawę delegalizującą alkohol.
Czas czytania: 6 minuty

Wyobraźcie sobie, że wybieracie się na imprezę. Podchodzicie do kasy i prosicie o butelkę Jacka Danielsa, na co kasjerka z przykrością kręci głową. Z podobnym problemem zetknęły się miliony amerykanów 17 stycznia 1920 roku.

Nastał czas prohibicji

Czym jest prohibicja, raczej nie będę tłumaczył, ponieważ myślę, że wszyscy to doskonale wiemy. Jak jednak do jej wprowadzenia w Stanach Zjednoczonych doszło oraz jak rynek zareagował na nowe warunki, to już dużo ciekawsza historia.

By zrozumieć genezę wprowadzenia prohibicji w Stanach, musimy cofnąć się do początku XX wieku. USA jest ukazywanie światu jako swoiste Elizjum, co sprzyja napływowi uchodźców. Przeważają wśród nich imigranci z Włoch, Irlandii oraz Żydzi. Amerykański sen okazuje się dla nich jednak jedynie marą, w rzeczywistości przepełnioną fabrykami. Większość nowych obywateli żyje w slamsach pełnych szczurów i pozbawionych dostępu do czystej wody. Tworzą się getta, co z kolei sprzyja rozwojowi mafii. Na początku swojej działalności grupy przestępcze biorą udział jedynie w ustawianiu wyborów oraz drobnych rozbojach, w zamian za posłuszeństwo oferując nieco lepsze warunki posłusznym sobie ludziom.

W krótkim czasie pozycja mafii miała się jednak odmienić w skutek… powstania feministycznego ruchu religijnego.

Mowa o Związku Chrześcijańskich Kobiet. Ich przewodnicząca Frances Willard, jako jedna z pierwszych, zaczęła głośno mówić o ówczesnych problemach kobiet. Jednym z nich było powszechne wśród mężczyzn pijaństwo, które miało znacząco odbijać się na jakości życia amerykanek. Frances chciała z tym skończyć. Zaangażowała liczne autorytety ze środowiska protestanckiego oraz kongresmenów z obu partii do krucjaty na rzecz zakazu produkcji alkoholu w całych Stanach.

Początkowo Amerykanie niechętnie przystawali na postulaty głoszone przez związek, albowiem kultura picia była wówczas uznawana za element codziennego życia. Jeden z angielskich podróżników w taki sposób pisał o Amerykanach w tamtym czasie:

Je­stem prze­ko­na­ny, że Ame­ry­ka­nie nie są w sta­nie za­ła­twić ni­cze­go, je­śli się nie na­pi­ją al­ko­ho­lu. Kie­dy się spo­ty­ka­ją, to piją, kie­dy się uma­wia­ją, to piją, kie­dy roz­ma­wia­ją o in­te­re­sach, to piją, kie­dy do­ga­du­ją się w in­te­re­sach, to piją, kie­dy się kłó­cą i kie­dy się go­dzą, to piją. Piją, bo jest za go­rą­co, i piją, kie­dy jest za zim­no. Kie­dy w wy­bo­rach wy­gra ich kan­dy­dat, to piją z ra­do­ści, a kie­dy prze­gra, to piją i prze­kli­na­ją.

Alkoholizm wśród obywateli był na tyle popularny, że przedsiębiorstwa zmuszane były do wprowadzenia tzw. “Grog Time” – czasu w ciągu dnia, podczas którego pracownicy fabryk udawali się do Saloonu na drinka. 

Alkohol stanowił też dla Ameryki ważny element gospodarki, a Bourbon był jednym z głównych produktów eksportowych.

Wszystko sprowadzało się do jednego, Amerykanie nie wyobrażali sobie rezygnacji z alkoholu.

Sytuacja z biegiem czasu zaczęła się zmieniać. Było to po części spowodowane aktywnością Frances Willard, wspieranej przez coraz większą liczbę obywatelek.

Oliwy do ognia dolał wybuch pierwszej wojny światowej, w wyniku której amerykańskie społeczeństwo zaczęło niechętnie patrzeć na Niemców, co spowodowało w kraju spadek spożycia piwa, kojarzonym z najeźdźcą z Europy. Związek Chrześcijańskich Kobiet podchwycił na wiecach ten temat, dodając do narracji fakt, że zboża używane do produkcji alkoholu przydałyby się na froncie, gdzie panował głód. 

Pomysł prohibicji w całym kraju stawał się coraz bardziej realny, a coraz więcej stanów wprowadziło restrykcyjne prawo utrudniające sprzedaż alkoholu. Finalnie, 17 stycznia 1920 roku, została dodana do konstytucji 18. poprawka, zakazująca sprzedaży i destylacji alkoholu w całym kraju. W tamtym momencie rządzący nie wiedzieli jeszcze, jakie konsekwencje to na nich sprowadzi.

Wszystkie destylarnie zostały zamknięte.

Bary, saloony i kluby szybko upadały. Doprowadziło to do szybkiego wzrostu bezrobocia. Niektórzy próbowali przebranżowić swój biznes. Jim Beam, jeden  z głównych producentów Bourbona w Stanach, zajął się uprawą cytrusów i produkcją Gingeru. Niektórzy właściciele barów zaczynali sprzedawać piwo niskoalkoholowe, które było dopuszczalne przez prawo.

Nie można jednak powiedzieć, że alkohol był całkowicie dla ludzi niedostępny.

Wprowadzona 18. poprawka dopuszczała, chociażby sprzedaż alkoholu w aptekach na receptę. Ta luka w prawie spowodowała nagły wzrost wydawania recept, na między innymi Bourbon lub czysty spirytus. 

Częstym procederem stała się też produkcja tzw. moonshine, czyli bimbru. Nazwa odnosiła się do sposobu produkcji – pod osłoną księżyca, co umożliwiało uniknięcia nalotu agentów federalnych, powołanych specjalnie do rozbijania nielegalnych bimbrowni. 

Popularny stał się też przemyt i tu wracamy do tematu mafii. Z powodu powstałej niszy, rodziny mafijne znalazły sobie nowy sposób na zarobek. Sprowadzali oni alkohol z krajów Ameryki Środkowej oraz Kanady. Zajęli się też sprzedażą, przejmując upadające lokale.

Jeśli oglądaliście Fight Club to pewnie wiecie, że bar, w którym odbywały się walki, składał się z dwóch części. Jednej reprezentatywnej i drugiej, tylko dla wtajemniczonych. Na podobnej zasadzie działały prohibicyjne puby. W dostępnej dla wszystkich części sprzedawano niskoalkoholowe piwo i oranżadę, podczas gdy strefa dla wtajemniczonych oferowała dużo większy asortyment. 

Jak można się było do niej dostać?

Sposobów było kilka. Najpopularniejszym było wejście za pośrednictwem hasła, znanego wyłącznie stałym klientom. Bywały jednak dużo bardziej wymyślne sposoby, jak chociażby skarbonka, która po wrzuceniu monety aktywowała mechanizm powiadamiający barmana o przyjściu specjalnego gościa. Sama “strefa dla pijących” była przez właścicieli barów dokładnie ukrywana. Do dziś w starych budynkach znajdowane są tajne przejścia, wybudowane na potrzeby prowadzenia biznesu w czasie prohibicji.

Można więc uznać, że rynek dostosował się do nowych warunków. Ilość spożytego alkoholu nie spadała, a mimo wysokich kar za produkcję i dystrybucję, ludzie wciąż nie rezygnowali z picia.

Mało kogo obchodziły restrykcje, ponieważ i tak wszyscy doskonale wiedzieli, że policja jest w większości kupiona została przez mafię. Politycy zauważyli ten problem i coraz częściej pojawiały się głosy o powrocie do starego prawa, by odciąć mafijny półświatek od potoku gotówki, który był wyceniany wówczas w setkach milionów nieopodatkowanych dolarów. Szalę zwycięstwa stronnictwa przeciwko prohibicji przechylił wielki kryzys, doprowadzający do utraty pracy ⅓ pracujących Amerykanów. Rządzący, na czele z ówczesnym prezydentem, Franklinem Rooseveltem, w trosce o przywrócenie starego ładu w respektowaniu prawa i w wyniku potrzeby natychmiastowej poprawy gospodarki postanowili znieść 18. poprawkę, dzięki czemu od 22 marca 1933 roku alkohol znów stał się dla Amerykanów legalny.

Historię prohibicji w Stanach Zjednoczonych można wziąć za przestrogę dla rządzących na całym świecie.

Zakazywanie ludziom pewnych dóbr, będących dla nich elementem życia codziennego, nie niesie za sobą pozytywnych konsekwencji. Tak radykalne kroki doprowadzają jedynie do poszerzenia się tzw. szarej strefy, a nie do wyeliminowania problemu. Powinniśmy mieć to na względzie, gdy w przyszłości zaczniemy opowiadać się za zakazem ograniczającym wolność większej części społeczeństwa.

Maksymilian Helmin
Maksymilian Helmin
Artykuły: 5