O muzyce słów kilka – zza kulis Polskiego Wydawnictwa Muzycznego

Czas czytania: 11 minuty Słuchając muzyki zwykle nie zastanawiamy się kto własciwie stoi za jej opracowaniem. Nie wszyscy jesteśmy świadomi, że prócz inicjatywy kompozytora wydany utwór wymagał dogłębnej redakcji ze strony takich instytucji jak np. PWM oraz ogromnego nakładu pracy osób, które tak jak moja dzisiejsza bohaterka przygotowaniem podobnych materiałów się zajmują. Może nadszedł już czas, aby pozbyć się krótkowzrocznego obrazu sztuki i docenić prace osób, bez której nie mogłaby ona istnieć?
Czas czytania: 11 minuty
Zdjęcie Karoliny Borodacz z fagotem

Karolina Borodacz (ur. 1990) – fagocistka, kontrafagocistka, publicystka, pedagog. Współpracuje z Polskim Wydawnictwem Muzycznym oraz magazynem muzyki współczesnej Glissando, pisze także dla portalu MEAkultura. Absolwentka Staatliche Hochschule für Musik und Darstellende Kunst w Stuttgarcie oraz Akademii Muzycznej w Poznaniu w specjalności fagot. Jako instrumentalistka występowała w Polsce m.in. z Operą Bałtycką w Gdańsku, NFM Filharmonią Wrocławską a także poza granicami kraju.

Anna Strupiechowska: Zaczynając naszą rozmowę, myślę, że warto będzie streścić naszym czytelnikom czym jest w ogóle PWM i opowiedzieć trochę o działalności tej istytucji.

Karolina Borodacz: PWM to skrót od Polskiego Wydawnictwa Muzycznego. Jest to najstarsze wydawnictwo muzyczne w kraju, oraz największa taka instytucja w Polsce. PWM zajmuje się wydawaniem nut (w tej chwili głównie polskich kompozytorów), ale również m.in na licencjach, które są po prostu tłumaczeniami nut wydawanych za granicą. W ofercie można znaleźć też książki, literaturę dydaktyczną, naukową i popularnonaukową – właściwie wszystko, co związane jest z muzyką. Jest też oczywiście masa pomniejszych wydawnictw, np. wydawnictwa Akademii Muzycznych, ale PWM to największa taka firma w Polsce.

A.S.: Jakim mniej więcej zakresem materiału nutowego PWM dysponuje? Co PWM może zaoferować wykonawcom?

K.B.: W tej chwili główną domeną wydawnictwa jest muzyka polska, również mniej znanych kompozytorów z XVIII, XIX, XX wieku. Oczywiście również wydania utworów najnowszych. Jeśli chodzi o kompozytorów zagranicznych, np. Bacha, Schumanna, wydania kompozytorów najbardziej popularnych w Polsce, oraz tych z “żelaznego repertuaru” każdego muzyka.

A.S.: Porozmawiajmy o pracy w takim Wydawnictwie, w redakcji. Jak to wygląda z Twojej perspektywy?

K.B.: PWM jest instytucją bardzo złożoną, ja akurat jestem w dziale redakcji nutowej. Czyli zajmuje się bezpośrednio przygotowaniem materiału nutowego.

Zacznijmy od początku, jak wygląda proces wydawniczy: przede wszystkim musi być propozycja planu wydawniczego, który zostaje zatwierdzony przez redaktorów i dyrektora. Następnie poszczególne materiały trafiają do redaktorów. Niektórzy z nich bardziej specjalizują się w muzyce współczesnej, inni w tytułach Moniuszki, inni pracują nad konkretną serią wydawniczą. Tytuły nie są przydzielane przypadkiem, z reguły idą do ludzi, którzy specjalizują się w danym dziale. W pierwszej kolejności trzeba wypełnić całą masę dokumentów związanych z wprowadzeniem tytułu do planu wydawniczego, to bardzo skomplikowany proces. Każdy utwór otrzymuje numer ISMN, oraz numer PWMu. Dopiero później zaczyna się właściwa praca, polegająca na opracowaniu materiału nutowego.

A.S.: Jakim mniej więcej zakresem materiału nutowego PWM dysponuje? Co PWM może zaoferować wykonawcom?

K.B.: PWM jest instytucją bardzo złożoną, ja akurat jestem w dziale redakcji nutowej. Czyli zajmuję się bezpośrednio przygotowaniem materiału nutowego.

Zacznijmy od początku, jak wygląda proces wydawniczy: przede wszystkim musi być propozycja planu wydawniczego, który zostaje zatwierdzony przez redaktorów i dyrektora. Następnie poszczególne materiały trafiają do redaktorów. Niektórzy z nich bardziej specjalizują się w muzyce współczesnej, inni w tytułach Moniuszki, inni pracują nad konkretną serią wydawniczą.

Tytuły nie są przydzielane przypadkiem, z reguły idą do ludzi, którzy specjalizują się w danym dziale. W pierwszej kolejności trzeba wypełnić całą masę dokumentów, związanych z wprowadzeniem tytułu do planu wydawniczego. To bardzo skomplikowany proces. Każdy utwór otrzymuje numer ISMN, oraz numer PWMu. Dopiero później zaczyna się faktyczna praca, polegająca na opracowaniu materiału nutowego.

A.S.: Od czego tak naprawdę zaczynacie pochylając nad utworem? Co jest tą “bazą” do późniejszej pracy?

K.B.: Najważniejszy jest przede wszystkim podkład, czyli materiał źródłowy, na podstawie którego opracowujemy treść publikacji. Zawsze korzystamy z jednego źródła głównego, ale mamy do dyspozycji także źródła poboczne. Dużo zależy od tego, jaki typ wydania przygotowujemy. Na przykład w przypadku wydania źródłowo-krytycznego, które musi być bardzo dobrze przemyślane pod względem merytorycznym, ponieważ głównie takie wydania dotyczą utworów kompozytorów już nieżyjących. Często sięga się wtedy do literatury z tamtego okresu, a nawet do listów, które kompozytor i jego wydawca przesyłali między sobą.

A.S.: Piszecie również teksty do swoich wydań? Biogramy czy noty o utworach?

K.B.: Tak, takie teksty również. Często ich autorami są opracowujący albo autorzy z zewnątrz, ale zawsze osoby, które rzeczywiście mają wiedzę merytoryczną na dany temat. Korzystamy z pomocy polskich znanych pianistów, którzy opracowują muzykę fortepianową, jeżeli mamy do czynienia z muzyką skrzypcową to opracowującym jest któryś z polskich skrzypków, w przypadku tria stroikowego to klarnecista może być osobą która opracowuje dany utwór.

A.S.: Wspomniałaś wydania źródłowo-krytyczne. Czy PWM zajmuję się również innymi rodzajami wydań?

K.B.: Jak najbardziej. Poza wydaniami źródłowo-krytycznymi mamy też np. wydania wykonawcze, takie stricte przygotowanie głosów dla muzyków. Mogą to być np. wznowienia dawnych publikacji lub zupełne nowości. W przypadku muzyki współczesnej są to materiały, które przygotowuje się z okazji prawykonania danego utworu. Miałam akurat okazję pracować nad jednym z takich utworów, który zostanie wkrótce wykonany. Partie już zostały przesłane do muzyków. I jest pewna różnica pomiędzy tym jak przygotowuje się wydania źródłowo-krytyczne, a jak wydania wykonawcze.

A.S.: Po przygotowaniu materiałów zaczynacie z procesem redakcyjnym. Od czego rozpoczyna się taką pracę?

K.B.: Pierwszy krok to wykonanie składu komputerowego. Już na wstępie dostajemy szablon, pozaznaczane marginesy, czcionki. Często zleca się wykonanie składu komputerowego, czy kolejnych korekt współpracującym z PWMem osobom z zewnątrz.
Od redaktorów prowadzących dostajemy również wskazówki dotyczące konkretnych stylów, czy konwencji, w jakiej utrzymana ma być dana publikacja.

Wtedy tak naprawdę zaczyna się zabawa. Skład może być bardzo prosty, jak w przypadku najbardziej podstawowych utworów dydaktycznych, albo bardzo skomplikowany (i nie mówię tu o utworach orkiestrowych tylko raczej o utworach fortepianowych). Im bardziej złożony tekst, tym więcej czasu zajmuje jego przepisanie. Z reguły kopista sam dla siebie sprawdza, czy wszystko zostało poprawnie wprowadzone i czy nie popełnił jakichś bardzo oczywistych błędów. Te najbardziej podstawowe jesteśmy w stanie wyłapać sami, ale w pewnym momencie przyzwyczajenie bierze górę i zwyczajnie przestajemy błędy dostrzegać.

Kolejny etap to korekta jeden do jeden, gdzie inna osoba, bardzo często również nie redaktor, dostaje skład i musi sprawdzić nuta po nucie, czy treść zgadza się z podkładem. Uwagi, które korektor zaznaczy w składzie, trzeba następnie nanieść w pliku, po czym sprawdza się ten skład już z naniesionymi poprawkami. Czasem konieczna jest kolejna korekta, którą znowu trzeba nanieść, sprawdzić i tak w kółko do momentu, kiedy tekst się zgadza.

Zaakceptowany przez redaktora skład idzie do opracowującego. Opracowujący musi przejrzeć materiał przede wszystkim pod kątem merytorycznym. Do jego zadań należy też dodanie wskazówek wykonawczych. Przez redaktora materiał znowu wraca do kopisty, który nanosi kolejne poprawki, korekty i tak dalej, aż w końcu będzie go można uznać za gotowy.

A.S.: Co z Twojej perspektywy jest w tej pracy najbardziej wymagające?

K.B.: To, że ta praca to nie tylko zapisywanie prawidłowych nut i oznaczeń dynamicznych albo artykulacyjnych, ale też nanoszenie ich w określonej konwencji estetycznej. To są rzeczy nad którymi często siedzi się zawsze dłużej niż nad samym składem. Chodzi o to, żeby przykładowo grzbiet łuku nie stykał się z żadną linią na pięciolinii, zachowanie odległości pomiędzy znakami itp.

Trzeba zwracać uwagę też na takie drobiazgi, bo “brudny” skład się bardzo ciężko czyta. Tego czasami nie zauważa nawet wykonawca, ale gdyby mu dać nuty, które nie zostały poprawione pod względem estetycznym, jego komfort grania znacznie się obniży. Z “czystym” składem będzie mu po prostu wygodniej.

A.S.: Skład jest już gotowy. Co dzieje się dalej?

K.B.: Gotowy skład idzie do kolejnego działu, z którym nie mam już za wiele wspólnego. Jest to dział DTP, czyli skład techniczny polegający na przygotowaniu materiału do druku. Dalej już idzie albo do działu poligrafii, albo do zewnętrznej firmy poligraficznej. To jeszcze nie koniec, ponieważ bardzo często dostajemy czystopis i w tym czystopisie musimy sprawdzić, czy rzeczywiście wszystko się zgadza. I bardzo często jest tak np. w utworach muzyki współczesnej, że poza tym, że mamy skład nutowy, notkę o autorze i o utworze, to mamy też wyjaśnienia znaków, które pojawiają się gdzieś w nutach.

Zdarzyło mi się podczas przeglądania pewnej publikacji – długo po prawykonaniu – że w czystopisie, który tak naprawdę powinnam tylko przejrzeć i zaakceptować, znalazłam naprawdę podstawowe błędy. Wtedy idzie jeszcze raz do poprawy. Czasami cały proces trwa bardzo długo, czasami trochę krócej, zależnie od tego, jak bardzo skomplikowany jest to utwór.

A.S.: A mniej więcej na jaki okres mogłabyś określić ten proces?

K.B.: Najkrócej przypuszczam, że zanim publikacja zostanie wydana, to 2 miesiące. Teraz, kiedy pracowałam nad najnowszym utworem, miesiąc trwało samo składanie i korygowanie do momentu, kiedy rzeczywiście redaktor zaakceptował wszystkie poprawki.

A.S.: Materiały dydaktyczne – to również jedna z kategorii działań PWMu. Uczniowie w szkołach muzycznych nadal uczą się z książek bardzo starych, szczególnie jeżeli chodzi o mniej popularne instrumenty. Czy istnieją jakieś pomysły które pozwoliłyby te szkoły bardziej uwspółcześnić? Coraz więcej wiemy o instrumentach, w przypadku niektórych jesteśmy w stanie poszerzać skalę oraz dzielić się pomysłami które wnoszą coś nowego do świata muzyki.

K.B.: Myślę, że tak i myślę, że to jest bardzo ciekawy głos i bardzo ciekawa propozycja. Przede wszystkim wiele wydań jest rzeczywiście bardzo starych, są wydania z lat 50tych, 60tych, 70tych w porywach, zwłaszcza jeżeli chodzi o takie instrumenty jak fagot, który jest mniej popularny.

Skrzypce czy fortepian mają tych wydań znacznie więcej, pojawia się bardzo dużo coraz nowszych szkół też przystosowanych do nauczania najmłodszych dzieci. Także wybór jest znacznie większy. Nie ma oczywiście problemu, żeby zamówić specjalnie dla siebie jakąś starszą pozycję, żeby po prostu została ona albo dodrukowana.
Wznowienia pojawiają się jednak bardzo rzadko, a jeżeli by takie wznowienia miałyby się jeszcze wiązać z uwspółcześnieniem, to myślę, że powinny być takie rzeczy robione. Trudno jednak powiedzieć, na ile jest na to szansa.
Jest też różnica, jeżeli chodzi o przygotowanie materiałów stricte pedagogicznych. Różnią się przede wszystkim sposobem opracowania, jeśli chodzi o pewne detale. Na przykład nieścisłości, które trzeba uwzględnić w wydaniu źródłowo-krytycznym, w wydaniu wykonawczym będą ujednolicone. Dodaje się również precyzyjne oznaczenia artykulacyjne i dynamiczne.

A.S.: Rozumiem. Naszła mnie myśl a propos młodych muzyków, młodych kompozytorów, którzy chcieliby wydać swoje utwory w PWMie. Jak to wygląda? Czy taka osoba po prostu przychodzi do redaktora naczelnego z gotowym utworem i prosi o wydanie?

K.B.: Niestety nie działa to aż tak prosto. Można, będąc młodym kompozytorem wysłać maila na propozycję wydawniczą z załączeniem, że ma się swój utwór do publikacji, podać skład, załączyć biografię, CV z zestawieniem osiągnięć. Jeżeli chodzi o młodych kompozytorów, to warto brać udział w konkursach organizowanych zarówno przez PWM jak i przez inne podmioty. Do tego dochodzą zamówienia kompozytorskie. Wtedy siłą rzeczy, wiemy z góry, że dany utwór będzie wydany.

Tak samo, jeżeli jesteśmy laureatami jakiegoś konkursu to z reguły mamy gwarancję, że te utwory ukażą się w druku. Jest to doskonały start, jeżeli chodzi o dalszą karierę kompozytorską. Mając jeden utwór wydany, kolejne będą oceniane znacznie lepiej i będzie większe prawdopodobieństwo, że i one zostaną wydane.

A.S.: Czy jako PWM kontaktujecie się z innymi instytucjami kulturalnymi, które mogłyby ewentualnie użyć muzyki, którą posiadacie w swoich projektach albo przedsięwzięciach?

K.B.: To działa w dwie strony. Oczywiście PWM współpracuje na stałe z wieloma różnymi instytucjami. Jeśli natomiast chodzi o instytucje kultury takie jak teatry, opery, filharmonie to raczej one kontaktują się z PWMem z prośbą o udostępnienie danego utworu. Jeśli chodzi o utwory najnowsze przez jakiś czas funkcjonował program „Muzyka naszych czasów” który został już zamknięty. Młodzi kompozytorzy, którzy brali udział w programie mieli szansę, żeby ich utwory zostały zaprezentowane, co więcej również nagrane i wydane w profesjonalny sposób.

Miałam przyjemność wziąć udział w tym projekcie i, żeby było ciekawiej, zarówno w charakterze muzyka, wykonując i nagrywając jeden z takich utworów, jak i teraz miałam możliwość dokładnie te same nuty oglądać i wprowadzać w nich poprawki już z perspektywy redaktora technicznego. Także to było bardzo ciekawe doświadczenie, być po dwóch stronach tego samego procesu.

A.S.: Czym dla Ciebie stała się ta praca? Jakie wnioski wyciągnąłeś od czasu twoich pierwszych kroków postawionych w Polskim Wydawnictwie Muzycznym?

K.B.: Po niemal roku od zakończenia mojego stażu w wydawnictwie, widzę, jak wiele kwestii, których wówczas jeszcze się uczyłam, jest dla mnie w tej chwili oczywistych. W ciągu ostatnich kilku miesięcy miałam możliwość współpracować zresztą nie tylko z wydawnictwem, ale również z osobami prywatnymi, instytucjami kultury. Nabyłam w międzyczasie szereg nowych umiejętności, zdobyłam masę doświadczenia i jedno się nie zmieniło – za każdym razem, kiedy wiem, że wydawana jest publikacja, przy której pracowałam, albo że na pulpicie wykonawcy zobaczę przygotowane przeze mnie nuty, czuję wzruszenie.

Może to zabawne, ale mam do nich sentyment, jak do “swoich dzieci”. Każdy utwór jest dla mnie jak nowe wyzwanie, a sukces wykonawcy odczuwam niemal jak własny.

Anna Strupiechowska
Anna Strupiechowska
Artykuły: 1