Praktycznie od samego początku mojej działalności w młodzieżowych środowiskach aktywistycznych zacząłem spotykać się z różnego rodzaju problemami natury organizacyjnej. Oczywiście, po części istotą młodzieżowych instytucji jest improwizacja czy spontaniczność w działaniu, stąd też nie dziwne, że ich procedury bywają często nieuporządkowane. Takie struktury samorządowe tworzone są właśnie po to, żebyśmy na ich bazie mogli się uczyć, popełniać błędy i wyciągać z nich wnioski, pracując tym samym dla rozwoju naszej odpowiedzialności i samoświadomości Jednakże, nie wszystkie problemy młodzieżowych rad czy sejmików wynikają z samego ich ,,młodzieżowego” charakteru. System, na bazie którego ukształtowały się funkcjonujące dziś instytucje, mające na celu walkę o interesy młodego pokolenia, jest u swojego źródła przedawniony oraz niedemokratyczny. Winę za to ponoszą organy samorządowe wyższego szczebla, odpowiedzialne całościowo za rozpisywanie i uchwalanie naszych statutów, przy czym oczywiście rzadko konsultowały się z faktycznymi odbiorcami tych decyzji – lokalną młodzieżą. Jest to sytuacja rażąco łamiąca zasadę demokratycznej reprezentacji, o czym będę wspominał jeszcze na końcu tego artykułu.
Demokracja i wspólnotowe, efektywne działanie. Te fundamenty powinny przyświecać każdej młodzieżowej instytucji. Niestety, przez obecny kształt i charakter naszych statutów są to idee często niemożliwe do realizacji. Posłużę się w tym tekście przykładami konkretnych dokumentów dotyczących Młodzieżowej Rady m.st. Warszawy. Problemy w nich występujące można jednak zauważyć i zdiagnozować w praktycznie każdej instytucji, niezależnie od jej miejsca działania. Zacznijmy od absolutnych podstaw, bo od zasad funkcjonowania organów prezydialnych. W statucie MRW czytamy:
Założenia przedstawione wyżej wydają się klarowne i oczywiste. Szczegółowy podział na role, które wypełniane są osobowo na podstawie demokratycznych wyborów przeprowadzonych na sesjach rady. Jasno określone w dokumencie kompetencje prezydium mają pomóc mu w efektywnej realizacji obowiązków. Wystarczy jednak spojrzeć do kolejnego paragrafu dokumentu, by zauważyć pewną rozbieżność.
Zacznijmy od wierzchołka góry lodowej, tj. zadań przewodniczącego. Jak mogliście wcześniej przeczytać, prezydium z założenia ma być organem, który wspólnie kieruje bieżącymi sprawami MRW, przygotowuje jej kalendarz pracy, a także działa na rozmaitych płaszczyznach ustawodawstwa. Niestety, założenia te w zderzeniu z szerokim zakresem odpowiedzialności osoby przewodniczącej prowadzą do nieuchronnej sprzeczności. Osoba przewodnicząca odpowiada w całości za utworzenie porządku obrad sesji, zatem ostateczna decyzja co do nich trafia, a co wylatuje należy do niej. Ma ona moc zwoływania sesji, jako jedyna może przewodniczyć obradom (jeżeli nie wydeleguje do tego swojego wice o czym rozpiszę się niżej) oraz w całości odpowiada za organizację pracy całego prezydium.
Dodatkowo, widzimy w statucie brak jasnego określenia kompetencji i zadań wiceprzewodniczących. Ich rola, pomimo stanowienia większości prezydium, sprowadzona jest do niedziałającego bezpiecznika. Mają oni bacznie obserwować działania osoby przewodniczącej, ale nie mają żadnej statutowej mocy na bazie której, mogą wpływać na jej decyzje. Nic nie jest ustalone demokratycznie, a każda wizja kierunku działania MRW zależy ostatecznie tylko i wyłącznie od jej osoby przewodniczącej. No dobrze – odpowiecie – ale przecież jasno powiedziane jest, że do wykonywania swoich zadań przewodniczący może wyznaczyć członka prezydium. To chyba wystarczająco rozwiązuje ten problem? No właśnie niestety nie. Słowo ,,może” stanowi tutaj esencję całego problemu.
Osoba przewodnicząca MOŻE konsultować swoje działania z resztą prezydium. Osoba przewodnicząca MOŻE wyznaczać inne osoby do realizacji pewnych obowiązków, których podejmować nie chce lub nie może. Może, ale tak naprawdę nic nie musi, i równie dobrze całość funkcjonowania młodzieżowej rady mógłby uzależnić od własnej osoby. I tak się niestety dzieje w wielu przypadkach.
Prowadzi to do sytuacji patologicznych, scenariuszy, w których cały sens istnienia takiego organu jak młodzieżowa rada zostaje fundamentalnie zaburzony. W preambule statutu MRW czytamy, że instytucja ta została powołana by wspierać zainteresowania i ambicje młodych mieszkańców oraz zwiększyć ich wpływ na funkcjonowanie miasta. Zadaję więc pytanie – w jaki sposób ma ona to robić, jeżeli jej kierunek zostaje całkowicie uzależniony od jednej osoby? Wspomniałem wyżej demokracje i wspólnotę jako fundamenty działania każdej młodzieżowej rady. W jaki sposób mają one być przez nią realizowane, jeżeli prezydium stojące na jej czele nie ma w swoich założeniach tak podstawowej demokracji? Oprócz obowiązków przewodniczącego, w statucie określony mamy również zakres zadań dla sekretarzy i skarbników rady. Z ponad dwuletniego doświadczenia pracy w młodzieżowych radach oraz na bazie relacji i rozmów z wieloma działaczami oraz działaczkami naszego środowiska wiem, jak wycieńczające potrafią być to role. Osoba piastująca funkcję sekretarza odpowiada za samodzielne przygotowywanie uchwał, spisywanie i wysyłanie porządków obrad, a także prowadzenie na bieżąco komunikacji z całą młodzieżową radą. W przypadkach gdy taki organ potrafi liczyć nawet 30-40 osób jest to wyczerpująca odpowiedzialność, zrzucana na barki jednej, młodej osoby. To sytuacja wprost karygodna, analogicznie dotycząca osoby skarbnika, która wedle założeń statutu ma obowiązek samodzielnego przygotowania i nadzorowania planu rocznego budżetu rady. Oczywiście mogą one zwerbować do pomocy innych radnych czy skorzystać z profesjonalnej porady oferowanej przez urząd. Co jednak, gdy taka nie występuje? Zostają one same, bez żadnej pomocy, często tracąc motywację do działania, a w ostateczności – całkowicie rezygnując z funkcji/stanowiska.
Widzicie już zatem, że podział obowiązków prezydialnych określony w statucie MRW jest w istocie błędny, nieefektywny i niedemokratyczny. Rzuca za dużo odpowiedzialności na barki pojedynczych młodych osób przewodniczących, skarbników czy sekretarzy, a za mało stawia na decyzje podejmowane kolegialnie. Nie motywuje do współpracy i nawiązywania wspólnoty, a do alienacji, działania na własną rękę i indywidualnej odpowiedzialności.
No dobrze – powiecie na to – ale przecież, jeżeli działania takiego prezydium okażą się nieefektywne to można je odwołać i powołać nowe. Istnieją na to przepisy, jeśli osoba przewodnicząca nie wypełnia swoich obowiązków wedle większości rady, to można je zastosować, przecież nic nie stoi na przeszkodzie! Z tą odważnie postawioną tezą również muszę się nie zgodzić. Wybory do prezydium młodzieżowej rady stanowią niesamowicie wyniosłą okazje. To, w praktyce tego nieudolnego systemu, jedyna okazja, w której cała rada ma okazję bezpośrednio wpłynąć na kierunek swojego działania na resztę kadencji. Jest to czas wyjątkowo ekscytujący, ale i stresujący dla wszystkich uczestniczących. Znamy to w tym środowisku wszyscy: pierwsze sesje trwające po kilka godzin, ekscytująca rywalizacja i niekończące się oczekiwanie na zliczenie głosów. Jest to czas niesamowicie intensywny i chaotyczny, zatem z założenia mający odbyć się jeden raz na kadencję. Co jednak w sytuacji, w której wybrane prezydium działa nieefektywnie? Jak zauważyliście wyżej, system skonstruowany w ten sposób będzie przecież nieuchronnie do tego prowadził. W statucie przewidziane jest na to konkretne rozwiązanie:
W przytoczonych wyżej fragmentach widzimy kolejny przykład wyższości osoby przewodniczącej nad resztą. Może ona, na swój własny wniosek, podjąć próbę odwołania konkretnego członka prezydium. Taki stan rzeczy prowadzi do wytworzenia się licznych szkodliwych scenariuszy, w których personalne ambicje i rywalizacja między przewodniczącym, a resztą jego prezydium prowadzić będzie do chaosu. Jest to sytuacja, która sama w sobie zaburza tok pracy rady. Organ prezydium, w obliczu bycia całkowicie pozbawionym jakiejkolwiek demokracji, nie ma żadnego sposobu na rozwiązywanie wewnętrznych konfliktów, poza próbą podciągnięcia sprawy pod głosowanie na forum. Oprócz osoby przewodniczącej, prawo do odwołania konkretnych członków prezydium ma również cała reszta rady. Na wniosek 1/5 radnych (co w przypadku MRW składa się na około 8 osób) pozbawionym funkcji może zostać jakakolwiek aktualnie sprawująca je osoba. Na pewno teraz myślicie – no właśnie, skoro ścieżki odwoływania są konkretnie wytyczone, a ilość osób wymagana do złożenia wniosku sprawiedliwie mała, w czym zatem istota problemu? I tu właśnie na nią trafiamy. Widzicie, cały system indywidualnej odpowiedzialności opiera się na fundamencie interpersonalnej rywalizacji. Jeśli przewodniczący nam przeszkadza, z racji braku jakichkolwiek innych narzędzi wpływu, staramy się go odwołać. Jeśli ktoś z prezydium przeszkadza przewodniczącemu, to również stara się on go od razu usunąć. Nie ma miejsca na współpracę i demokrację w instytucji, w której jedyne ścieżki wpływu większości na kierunek rady są tak ostateczne. Z takiego ułożenia rzeczy będą nieuchronnie rodziły się nieporozumienia, konflikty i brak współpracy, bo systemowo są one po prostu przez statut promowane. Wobec tego wszystkiego skład rady będzie niewątpliwie ulegał atomizacji. Grupki i podgrupki są naturalnym efektem funkcjonowania jakiejkolwiek organizacji. Jednakże, w sytuacji w której sam jej prawny charakter promuje podziały, oferuje jednej osobie władzę, pozostawiając w rękach reszty jedynie ostateczne narzędzia wpływu, naturalna sympatia przemienia się w zwyczajne partyjniactwo. Zaczynamy alienować siebie nawzajem, zamiast wypracować wspólny grunt działania. Skupiamy się na własnych ambicjach, po cichu licząc że osobie wyżej podwinie się noga. ,,Może tutaj złamie statut, może powie coś nieodpowiedniego i nareszcie będziemy mogli coś zrobić” – co to jest za myślenie? Czy na tym mają polegać młodzieżowe rady? Czy do takiego zdegradowanego stanu ma doprowadzać nas aktywizacja i samorządność? Co więcej, załóżmy, że taki wniosek o odwołanie, po licznych, pełnych emocji dyskusjach, zostałby faktycznie przez większość przegłosowany. Czy sytuacja młodzieżowej rady znacząco się zmienia? Oczywistym jest, na bazie wcześniej przytoczonych przeze mnie powodów, że nie. Zmienia się jedynie osoba wytyczająca kierunek, zmienia się wizja stworzona przez jedną postać. Co jednak rada ma zrobić, jeśli jej idea znów okaże się błędna? Jaką ścieżkę może młodzieżowa rada podjąć, by wpłynąć na osobę przewodniczącą? Podpowiem wam, że jest ona dokładnie taka sama jak poprzednio. Błędne koło – odwoływania, rywalizacji i całkowitego ignorowania jakiejkolwiek wspólnotowości.
No dobrze – powiecie teraz – rzeczywiście jest źle, ale co w takim razie mamy zrobić? Przecież system ten jest tak upowszechniony, a jego stosowanie trwa tak długo, niemożliwym jest by istniała jakakolwiek lepsza alternatywa, skoro do teraz nigdzie jej nie wprowadzono. Pozwólcie zatem, że postaram się wam ją teraz przedstawić.
Zacznijmy od samego początku, czyli od demokracji. W jaki sposób organ prezydialny ma funkcjonować na jej zasadzie? Oczywistą odpowiedzią i proponowaną przeze mnie jest całkowite odejście od funkcji osoby przewodniczącej, a zatem również i wiceprzewodniczących, skarbników oraz i sekretarzy. Ale jak to? – zapytacie – w jaki sposób rada ma funkcjonować bez powołanego prezydium? Przecież to jest anarchizacja struktur, niczego nie będzie dało się ustalić! Uspokajam was, drodzy pytający, i odpowiadam pośpiesznie. Obecny kształt prezydium, funkcjonujący w praktycznie każdej młodzieżowej instytucji, zostałby zastąpiony przez demokratycznie wybierany zarząd rady. Jego liczebność zależałaby od decyzji radnych.Na potrzeby tego przykładu przyjmijmy jednak umowną ilość 7 członków zarządu, zakładając jednak, że może się ona zmieniać w zależności od potrzeb młodzieżowej rady.
Osoby wybrane do zarządu byłyby wspólnie odpowiedzialne za wszystkie wymienione powyżej kompetencje. Do ich demokratycznej decyzji należałby podział obowiązków, kierowanie pracami rady, ustalanie porządku obrad, terminów sesji etc. Nie byłoby żadnej wyższości jednej decyzji nad drugą, a w obliczu fundamentalnej niezgody konflikt byłby rozwiązywany wewnątrz zarządu, przez głosowanie. Ograniczyłoby to do absolutnego minimum potrzebę odwoływania jego członków, a także zwiększyłoby efektywność całego procesu działania rady. Dzięki zaangażowaniu większej ilości osób w proces decyzji poziom zmotywowania do aktywizacji byłby zdecydowanie wyższy niż w omówionym wyżej modelu prezydialnym.
Odejście od indywidualnego charakteru i zastąpienie go odpowiedzialnością zbiorową sprawiłoby, że każdy członek zarządu czułby się równie zaangażowany i odpowiedzialny za całokształt jego funkcjonowania. Skróciłoby to przytoczone przeze mnie wcześniej sytuacje, ponieważ źródło nieporozumień w postaci nierówności głosów pojedynczych członków zarządu, zostałaby całkowicie wyeliminowana. Dodatkowo, możliwość demokratycznego podziału obowiązków wewnątrz samego zarządu dałaby możliwość bardziej elastycznego działania. Jeśli osoba wyznaczona do prowadzenia sesji nie może w jej dniu tego zrobić, po prostu zastępuję ją inna. Jeśli osoba która zgłosiła się do napisania projektów uchwał nie może tego zrobić, wystarczy że poinformuje o tym resztę zarządu i ktoś inny wypełni jej obowiązki. To oczywiście może odbywać się na różne sposoby, chociażby na zasadzie wcześniejszego ustalenia, kto chce zajmować się jakimi gałęziami działania rady. Wprowadziłoby to możliwość rotacji i likwidowało osobisty monopol konkretnych członków zarządu na jeden aspekt działania, stwarzając możliwość jego nauki i realizacji dla pozostałych.
Wiecie już zatem, że demokratyzacja instytucji prezydium nie prowadziłaby do anarchii, a wręcz przeciwne. Zarząd dzieląc obowiązki pomiędzy sobą, podejmując najważniejsze decyzje na zasadzie demokratycznego głosowania, odpowiadałby kolektywnie za całokształt swojej działalności. W obliczu nowoczesnych form komunikacji, takie głosowania mogłyby się odbywać codziennie, bez większego wysiłku fizycznego zaangażowanych. Byłby to gwarant równości zarówno głosów każdego członka zarządu, jak i skutecznej realizacji wyznaczonych w statucie obowiązków. Demokracja to jedno, ale najważniejszą rzeczą w każdej młodzieżowej radzie jest wspólnota. I w tej kategorii model przedstawiany przeze mnie góruje stanowczo nad tym prezydialnym. Tak jak wspominałem wyżej, równość głosów każdego z członków zarządu likwiduje całkowicie potencjał nieporozumień prowadzących do konfliktu. Odwoływanie przewodniczącego nie byłoby konieczne, bo ten po prostu by nie istniał, a wszystkie decyzje musiałyby zostać podjęte za zgodą większości. Jest to rozwiązanie zachęcające do współpracy, rozmowy i podejmowania kompromisów, które na szczeblu działalności młodzieżowego samorządu są rzeczą absolutnie fundamentalną. Bez porozumienia większości i z ciągłym uzależnieniem kierunku działania rady od jednej osoby prawdziwa wspólnota nigdy nie będzie miała szansy powstać.
mówione przeze mnie rozwiązanie systemowe może wydawać się dla większości z Was trudne do wprowadzenia, i jest to reakcja całkowicie zrozumiała. Podział na przewodniczących funkcjonuje we wszystkich młodzieżowych radach od lat. To jest struktura z którą mimo jej fundamentalnych wad, każdy z nas czuję się w miarę przyzwyczajony. Historia pokazuje jednak, że nawet od najsilniejszych przyzwyczajeń warto czasem odejść, zastępując je rozwiązaniami przynoszącymi potencjalnie więcej korzyści. Na sam koniec tego tekstu chciałbym zaapelować o zaufanie, solidarność i wspólnotowość w działaniu, bo to właśnie te rzeczy powinny być absolutnymi fundamentami młodzieżowego aktywizmu. Tylko razem, zjednoczeni w jednym celu, stanowimy najsilniejszy głos w walce o nasze interesy. By jednak działać dla nich dobrze, potrzebujemy odpowiedniego systemu oferującego nam możliwość współpracy na szczerych, prostych i klarownych zasadach. Wierzę że rozwiązania przeze mnie wyżej proponowane takie właśnie przyniosą.
Igor Mięsiak – aktywista, 29.05.2024