Autor opinii: Paweł Mrozek – działacz społeczny i edukacyjny, założyciel Akcji Uczniowskiej, członek zespołu Instytutu Praw Dziecka im. Janusza Korczaka, ekspert Rzecznika Praw Dziecka oraz UNICEF Poland ds. dzieci i młodzieży. Uczeń trzeciej klasy liceum, przyszły dziennikarz.
Skąd takie wyniki wśród młodych wyborców? Dlaczego wygrał Nawrocki? Czemu Trzaskowski otrzymał niższe poparcie?
W drugiej turze wyborów prezydenckich młodzi wyborcy zrobili coś, co bardzo zdziwiło wiele osób. Karol Nawrocki – kandydat prawicowy, konserwatywny, wywodzący się z obozu Zjednoczonej Prawicy – zdobył aż 53,2% głosów ludzi w wieku 18–29 lat. Rafał Trzaskowski, przez lata postrzegany jako naturalny lider liberalnego, wielkomiejskiego i proeuropejskiego elektoratu młodzieżowego, uzyskał tylko 46,8%. Dla części opinii publicznej był to szok. Dla nas – młodych – raczej logiczna konsekwencja braku prawdziwej oferty dla naszego pokolenia.
Jako Akcja Uczniowska i kampania profrekwencyjna „Młodzi, GłosujMY”, od miesięcy mówiliśmy o tym, że młodzi mają dość udawanych wyborów i pustych gestów. Przewidywaliśmy, że taka kolejność w „słupkach młodych” jest możliwa, bo logicznie analizowaliśmy, jak rozłoży się elektorat Sławomira Mentzena – a to właśnie ten elektorat był kluczowy. Wyniku się spodziewaliśmy. Ale aż takiego rozstrzału – nie.
To nie była fala młodzieżowego entuzjazmu dla Karola Nawrockiego. To był wybór strategiczny, gniewny i często cyniczny. Wielu młodych zagłosowało przeciwko Rafałowi Trzaskowskiemu, nie dlatego że podzielało wartości Nawrockiego, ale dlatego, że nie widziało dla siebie miejsca w przekazie Koalicji Obywatelskiej. Trzaskowski nie był kandydatem zmiany – był kandydatem kojarzonym z rządem, który od wyborów 15 października 2023 roku nie zrobił praktycznie nic dla młodych, natomiast w kampanii obiecał bardzo wiele.
Mówiliśmy przed drugą turą wyborów, że młodzi pokazali żółtą kartkę obecnej koalicji. Ale w tym momencie to już jest czerwona kartka, więc koalicja ma ostatnią szansę, ostatnią taką możliwość, żeby tę czerwoną kartkę jeszcze jakoś zamienić. Jeśli w tym momencie młodzi ludzie nie zostaną zaproszeni do stołu, jeśli nie zostaną zaproszeni do współpracy, do rozmowy na temat tego, co można zrobić – też ponad podziałami – to wybory parlamentarne za dwa lata mogą się skończyć w sposób taki, że Prawo i Sprawiedliwość i Konfederacja dojdą do władzy. Zauważmy, że młode pokolenie staje się coraz bardziej radykalniejsze w swoich poglądach i raczej mamy do czynienia z początkiem tej fali, niż jej szczytowym momencie.
Dla wielu z nas Trzaskowski stał się symbolem znudzonego liberalizmu, który przestał słuchać swojego młodego elektoratu. Jego kampania nie odniosła się do realnych problemów: mieszkań, kredytów, niskich płac, zdrowia psychicznego, katastrofy klimatycznej, edukacji oderwanej od życia. Mówił o Europie i demokracji, ale nie mówił o nas. Nie mówił do nas. Patrzył na nas raczej z góry.
Nie oszukujmy się – Karol Nawrocki to też kandydat duopolu, którego młodzi tak często mają już dość. Ale w oczach wielu młodych przynajmniej mówił wprost, miał wyraziste stanowisko, nie bał się ostrych słów. Nawet jeśli jego przekaz był konserwatywny i oparty na mitach historycznych, to przynajmniej był konsekwentny i autentyczny. W czasach, gdy wielu polityków mówi tylko to, co wypada, taki przekaz – jakkolwiek radykalny – może przemówić do sfrustrowanych młodych ludzi.
Myślę, że część młodych głosowała na Nawrockiego nie dlatego, że go popiera, ale dlatego że chciała utrzeć nosa tym, którzy ich przez lata ignorowali. Bo skoro młodzi zostali pominięci w kampanii, to czemu mieliby zachowywać się lojalnie wobec systemu?
W dniu 19 maja zapraszaliśmy zarówno Pana Rafała Trzaskowskiego jak i Pana Karola Nawrockiego do spotkania i rozmowy o tym, co mają do zaproponowania najmłodszym wyborcom. Niestety pozytywnego odzewu się nie doczekaliśmy. Był to ogromny błąd, ponieważ to młodzi zdecydowali o ostatecznym wyniku wyborów. Natomiast z tych dwóch sztabów nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że kandydaci pomimo kilku luk w swoich kalendarzach uważali, że spotkanie z młodzieżowymi organizacjami może im bardziej zaszkodzić, niż pomóc.
Największym zaskoczeniem tych wyborów powinna być nie tyle preferencja młodych, co ich frekwencja. Aż 76,3% osób w wieku 18–29 lat poszło na wybory. To rekord, który obala stereotyp o biernym pokoleniu. Ale nie można tego mylić z entuzjazmem wobec kandydatów.
Ani Trzaskowski, ani Nawrocki nie przedstawili żadnej spójnej wizji dla młodego pokolenia. Nie padły propozycje programowe, nie było debat o edukacji, zdrowiu psychicznym, rynku pracy czy klimacie. A jednak młodzi poszli – mimo tego milczenia. To pokazuje, że zależy nam, ale też że nie damy się już nabrać na puste słowa.
Wśród naszych znajomych słyszeliśmy często zapowiedzi oddania głosu nieważnego jako gestu antysystemowego. Niektórzy wybierali Nawrockiego tylko po to, by wstrząsnąć politycznym układem, który ich nie reprezentuje. Inni głosowali z wściekłością. A jeszcze inni – z chłodną kalkulacją. Wybory 2025 pokazały, że młodzi to nie jedna masa. Ale pokazały też, że potrafimy być głosem, z którym trzeba się liczyć.
Nie odwróciliśmy się od polityki. To polityka przez lata odwracała się od nas. Karol Nawrocki nie wygrał z młodymi. On tylko dostał od nich czasowy kredyt zaufania i to głównie przez bierność jego przeciwnika. Jeśli politycy myślą, że to przypadek, to się bardzo mylą.
Dziś mamy jedno przesłanie: Chcemy być wysłuchani. Chcemy rozmowy, a nie tylko uwodzenia kampanijnymi sloganami. Chcemy realnych zmian, a nie PR-owych gestów. To nasze głosy zadecydowały o wyniku wyborów. Teraz oczekujemy, że ktoś wreszcie nas potraktuje poważnie.
Bo jak pokazaliśmy: „młodzi głosują = młodzi decydują”.



Zdjęcia z inauguracji kampanii profrekwencyjnej „Młodzi, GłosujMY” – 16 kwietnia
Jako młode pokolenie, ale i cały naród jesteśmy boleśnie podzieleni. Jaki wybór mieli młodzi ludzie w II turze?
Wielu młodych wyborców, z którymi rozmawialiśmy jako Akcja Uczniowska w trakcie kampanii „Młodzi, GłosujMY”, otwarcie przyznawało, że te wybory były wyborem między „złem a złem”. Żaden z kandydatów nie był ich wymarzonym reprezentantem, żaden nie mówił językiem młodego pokolenia, żaden też nie zaproponował realnej, dopasowanej do naszych potrzeb wizji przyszłości. Wybór między Karolem Nawrockim a Rafałem Trzaskowskim był dla wielu z nas decyzją głęboko pragmatyczną – kto mniej zawiódł, kto budzi mniejszy opór, kto choć częściowo odpowiada na frustrację. Niektórzy zdecydowali się na głos protestu – wybierając Nawrockiego nie z poparcia, a z buntu wobec stagnacji liberalnego centrum. Inni z kolei oddali głos nieważny – świadomie, jako gest wyrażający sprzeciw wobec obu opcji. To pokazuje, jak dramatycznie potrzebujemy nowej jakości w polityce, która wykracza poza schemat PO vs PiS, bo młodzi ludzie naprawdę nie chcą już wybierać „mniejszego zła” – chcą wybierać realne dobro. Niestety żyjemy od zawsze w tym duopolskim sporze.
Nie da się ukryć – młode pokolenie, podobnie jak cały kraj, jest dziś boleśnie podzielone. Z jednej strony mamy młodych ludzi głęboko zaangażowanych – w sprawy społeczne, polityczne, edukacyjne, klimatyczne. To ci, którzy czytają, analizują, dyskutują, organizują debaty, protesty, piszą petycje. Z drugiej strony – równie liczna grupa – to młodzi ludzie, którzy swoją wiedzę o polityce czerpią głównie z TikToka, memów, Instagramowych relacji, populistycznych skrótów myślowych i viralowych narracji. To przekaz prosty, szybki, emocjonalny – a przez to bardzo niebezpieczny. Bo właśnie populizm – zwłaszcza ten internetowy – coraz częściej zatruwa debatę publiczną. Jest obecny nie tylko w Polsce, ale w całej Europie, staje się narzędziem polaryzacji, manipulacji i budowania iluzorycznego obrazu świata.
I niestety, obaj kandydaci w tych wyborach również nie ustrzegli się tego błędu. Zamiast realnych propozycji i merytorycznych programów dla młodego pokolenia, ich kampanie wypełniły się zbyt często właśnie populistycznymi hasłami, uproszczeniami, graniem na emocjach, wrzutkami medialnymi i wyolbrzymianiem zagrożeń. Zamiast poważnej rozmowy o przyszłości, często widzieliśmy spektakl, w którym chodziło o reakcję, o klik, o chwilowe poruszenie. My się temu sprzeciwiamy.
Jako Akcja Uczniowska uważamy, że nie ma Polski A i Polski B – jest jedna Polska, która powinna wspierać wszystkich swoich obywateli, niezależnie od poglądów, miejsca zamieszkania czy wybranego kandydata. Szanujmy wynik wyborów – nawet jeśli nie był po naszej myśli. Apelujemy do wszystkich: nie siejcie mowy nienawiści, nie dzielcie nas jeszcze bardziej, nie obrażajcie tych, którzy głosowali inaczej niż Wy. Nienawiść leje się dziś z każdej strony – i z prawej, i z lewej – a to my, młodzi, poniesiemy tego konsekwencje. Zamiast dzielić, próbujmy się rozumieć. Zamiast wykluczać – zapraszajmy do rozmowy. Mamy różne poglądy, ale mamy jedno państwo. Polska potrzebuje dziś wspólnoty bardziej niż kiedykolwiek.



Zdjęcia z inauguracji kampanii profrekwencyjnej „Młodzi, GłosujMY” – 16 kwietnia
Skąd tak wysoka mobilizacja młodego pokolenia?
Tegoroczne wybory prezydenckie w Polsce przyniosły nie tylko polityczne przetasowania, ale również coś znacznie ważniejszego – prawdziwe przebudzenie młodego pokolenia. Z danych wynika, że frekwencja wśród osób w wieku 18–29 lat wyniosła 76,3%, co jest historycznym rekordem. To nie był przypadek, zryw ani „młodzieżowy vibe na politykę”. To był manifest istnienia, wyraz gniewu i nadziei jednocześnie. Młodzi nie przyszli tylko oddać głos. Przyszli powiedzieć: „Jesteśmy. Patrzymy. I nie damy się dłużej ignorować.” To nie tylko statystyka, ale wyraźny sygnał zmiany – zarówno w sposobie postrzegania polityki przez młodych, jak i w ich społeczno-politycznym zaangażowaniu. To również moment, w którym warto zadać pytanie: co tak naprawdę zmobilizowało młodych do głosowania i jakie przesłanie niesie za sobą ten wynik?
Przez wiele lat młode pokolenie było traktowane jako najmniej stabilny, najmniej przewidywalny i – co za tym idzie – najmniej „opłacalny” politycznie elektorat. Niskie wskaźniki uczestnictwa w wyborach w poprzednich latach umacniały obraz młodych jako apolitycznych, niezaangażowanych, obojętnych. Tegoroczna frekwencja pokazuje jednak, że taka diagnoza była uproszczona i nietrafna.
To nie młodzi nie interesowali się sprawami publicznymi. To raczej polityczny główny nurt przez dekady nie potrafił (a raczej nie próbował) zrozumieć ich perspektywy, języka, problemów i aspiracji. W efekcie młodzi wyborcy przez lata nie znajdowali w kampaniach wyborczych odpowiedzi na pytania, które ich bezpośrednio dotyczyły: mieszkalnictwo, jakość edukacji, kryzys klimatyczny, zdrowie psychiczne, dostęp do usług publicznych, prawa obywatelskie czy cyfrowa przyszłość rynku pracy.
Tegoroczny wynik frekwencyjny może być interpretowany jako próba odzyskania sprawczości. Młodzi – często pomijani w narracjach kampanijnych – potraktowali udział w wyborach jako szansę na symboliczne zaznaczenie swojej obecności w świecie politycznym, publicznym. Udział w głosowaniu stał się narzędziem wyrażenia opinii, nawet jeśli nie zawsze w pełni reprezentowanej przez konkretnych kandydatów. To była próba „zapisania się w systemie”, zamanifestowania oczekiwania dialogu, zauważenia i podmiotowości.
W tym sensie wynik ten ma charakter pokoleniowego „statementu” – mniej związanego z konkretną opcją polityczną, a bardziej z przekonaniem, że młodzi wyborcy nie chcą dłużej być jedynie tłem politycznych decyzji. Chcą być częścią realnych zmian i debaty publicznej.
Znamienne jest, że wśród młodego elektoratu szczególnie wysokie poparcie uzyskali kandydaci postrzegani jako alternatywa (Sławomir Mentzen oraz Adrian Zandberg) wobec dominujących od lat sił politycznych. Wyniki wskazują, że młodzi częściej niż inne grupy wiekowe sięgali po wybory, które można odczytywać jako sygnał potrzeby zmiany, rozbicia status quo lub przynajmniej wywołania debaty wokół pomijanych tematów. Niektóre z tych decyzji można interpretować jako głos nie tyle „za”, ile „przeciw” – wobec przewidywalności, stagnacji i braku odpowiedzi na nowe wyzwania cywilizacyjne.
Antysystemowość, jaką niosły niektóre wybory polityczne w tej grupie, nie wynikała z czystej kontestacji. Była raczej wyrazem frustracji wobec świata polityki, który – w oczach wielu młodych – nie nadąża za współczesnością. Ich wybory były często świadome, analizujące szerszy kontekst, a nie impulsywne czy przypadkowe. Młodzi wykorzystali dostępne narzędzia demokratyczne, by zwrócić uwagę na potrzebę odświeżenia języka polityki i poszerzenia pola debaty.
Warto zauważyć, że tegoroczna mobilizacja nie jest pojedynczym przypadkiem. Od lat można zaobserwować wzrost aktywności społeczno-politycznej młodych ludzi w Polsce. Protesty klimatyczne, obywatelskie inicjatywy, organizowanie kampanii informacyjnych, aktywność w mediach społecznościowych czy działania lokalne – to wszystko pokazuje, że młode pokolenie nie tylko rozumie znaczenie obywatelskiego zaangażowania, ale też aktywnie z niego korzysta.
To zróżnicowana, dynamiczna i coraz bardziej świadoma grupa, która posługuje się nowymi formami komunikacji i organizacji. Świadoma swoich potrzeb, ale również globalnych wyzwań. I choć często nie mieści się w tradycyjnych ramach partyjnych, nie oznacza to braku poglądów czy zaangażowania. Wręcz przeciwnie – młodzi często operują bardziej zaawansowanymi i systemowymi oczekiwaniami wobec państwa, niż mogłoby się wydawać.
Rekordowa frekwencja młodych wyborców nie tylko zmienia arytmetykę polityczną, ale również stawia przed partiami, instytucjami i liderami nowe wyzwania. Młodzi wyborcy oczekują języka autentyczności, nowych tematów, odwagi w podejmowaniu niepopularnych decyzji i rzeczywistego wsłuchiwania się w głos obywateli. Ich obecność przy urnach to dowód, że są gotowi brać udział w życiu publicznym – ale na własnych zasadach i w zgodzie z własnym systemem wartości.
Wybory 2025 roku to zatem nie tylko punkt zwrotny w wynikach. To moment, który powinien skłonić do refleksji: o stanie demokracji, o relacjach międzypokoleniowych, o nowym społecznym kontrakcie. Bo bez młodych – i bez zrozumienia ich doświadczeń – nie da się już projektować przyszłości. Im szybciej politycy to zrozumieją, tym lepiej.
Czego młodzi ludzie oczekują od nowego Prezydenta RP?
Nowy Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej, Karol Nawrocki, obejmie urząd dzięki decyzji milionów Polek i Polaków. Ale nie można pominąć faktu, że bez wysokiej mobilizacji młodego elektoratu (zwłaszcza w wieku 18–29 lat), to zwycięstwo po prostu nie byłoby możliwe. To nie była bierna obecność. To była decyzja, że chcemy mieć wpływ. I teraz oczekujemy, że ta decyzja zostanie potraktowana z należną powagą.
My, młodzi, nie prosimy o względy – domagamy się partnerstwa. Chcemy, by głowa państwa była obecna w naszym życiu nie tylko symbolicznie, ale także realnie, systemowo, konsekwentnie. Dlatego apelujemy o szereg konkretnych działań, które nowy Prezydent może i powinien zainicjować już na początku swojej kadencji.
Po pierwsze, w Kancelarii Prezydenta RP powinna powstać specjalna funkcja pełnomocnika ds. młodego pokolenia, odpowiedzialnego za regularny kontakt z młodzieżą – zarówno z przedstawicielami organizacji, jak i z tymi, którzy nie należą do żadnych struktur, ale również mają głos i potrzeby. To musi być osoba kompetentna, dostępna, autentyczna i młoda, a nie oderwana od młodzieżowej rzeczywistości.
Po drugie – postulujemy utworzenie przy Prezydencie Rady ds. Młodzieży, złożonej z niezależnych, aktywnych społecznie młodych ludzi: przedstawicieli NGO-sów, ruchów młodzieżowych, uczniowskich i studenckich samorządów, młodzieżowych rad miast, ekspertów. Tylko taki szeroki, oddolny skład zagwarantuje realne wsłuchanie się w głosy młodego pokolenia, bez partyjnych filtrów i ideologicznych skrzywień.
Po trzecie – oczekujemy inicjatywy ustawodawczej i rzeczowego zaangażowania Prezydenta w kluczowe obszary dla naszej przyszłości. Dotyczy to m.in. zmian w systemie edukacji społecznej, która powinna przygotowywać młodych do życia w społeczeństwie, uczyć o prawach, obowiązkach, mediach, dezinformacji, mechanizmach demokracji i dialogu. Edukacja nie może być tylko egzaminem – musi być przygotowaniem do bycia obywatelką i obywatelem.
Kolejne obszary, które wymagają aktywności prezydenckiej, to: zdrowie psychiczne młodych, system mieszkań na start, jakość pierwszej pracy, walka z wykluczeniem komunikacyjnym i cyfrowym, wsparcie dla nauczycieli i nauczycielek oraz reforma polityki klimatycznej i energetycznej z uwzględnieniem głosu młodych pokoleń.
Właśnie dlatego jako Akcja Uczniowska i organizatorzy kampanii “Młodzi, GłosujMY” – wspierani przez szerokie grono organizacji pozarządowych z całej Polski – wystosowaliśmy oficjalne pismo do Karola Nawrockiego, prezydenta elekta, z prośbą o spotkanie z szerokim środowiskiem młodzieżowym i społecznym. To spotkanie powinno się odbyć jak najszybciej – nie jako kurtuazyjny gest, ale jako pierwszy krok w budowaniu prawdziwego partnerstwa.
Chcemy, by to spotkanie nakierowało Prezydenta na realne problemy młodych ludzi. Nie oczekujemy, że wszystko zostanie rozwiązane od razu. Oczekujemy, że nasze sprawy nie będą zamiatane pod dywan. Że głowa państwa potraktuje nas nie jako PR-owy dodatek do kampanii, lecz jako współtwórców przyszłości Polski.
Mamy dość sytuacji, w której o młodych się mówi, ale z młodymi się nie rozmawia. Teraz my mówimy jasno: jesteśmy tu, mamy głos, mamy konkretne postulaty. I chcemy być traktowani poważnie.
Co pokazuje demografia głosujących?
Tegoroczne wybory prezydenckie, a zwłaszcza ich druga tura, bardzo wyraźnie obnażyły nową strukturę demograficzną polskiego elektoratu. Jednym z najbardziej czytelnych sygnałów była rekordowo wysoka frekwencja wśród najmłodszej grupy wyborców. To już nie jest margines politycznej mapy – to realna siła społeczna, która ma i będzie miała kluczowy wpływ na bieg przyszłych wydarzeń.
Wiele mówi się o tym, że „młodzi głosują rzadko”. To już przeszłość. Współczesna młodzież, choć zróżnicowana ideowo, potrafi się zmobilizować, kiedy ma poczucie, że ich obecność przy urnach to nie gest symboliczny, lecz realna decyzja, która może zmienić bieg historii. I tak było w tym roku.
Co szczególnie istotne – przepływy elektoratu pokazały, że nie ma już twardych granic między partiami i ich młodym zapleczem. Młodzi nie są lojalni wobec logo, są lojalni wobec wartości, które czują, że ktoś reprezentuje. Dlatego np. wyborcy Mentzena zagłosowali masowo na Karola Nawrockiego – mimo że nie był ich kandydatem marzeń. Dlatego również część lewicowej młodzieży wybrała prawicowego Nawrockiego – bo uznała, że „drugi kandydat” nie tylko nie reprezentuje ich, ale też ignoruje.
Ten ruch wewnątrz młodego elektoratu pokazuje brak zaufania do systemu partyjnego, który młodzi coraz częściej traktują jako grę interesów, a nie reprezentację wartości. Stąd bierze się też głosowanie przeciwko.
Z demografii wyłania się jeden główny wniosek: to młodzi będą decydować o przyszłości Polski. Społeczeństwo starzeje się, ale to pokolenie wchodzące dziś na rynek pracy, zakładające rodziny, zmagające się z realnymi wyzwaniami życia – będzie głównym adresatem polityki. Tylko pytanie – czy politycy już to rozumieją?
Jeśli nie zrozumieją dziś, zrozumieją przy kolejnych wyborach. A wtedy może być już za późno na budowanie relacji opartej na zaufaniu.