W piątki leżę i patrzę się w sufit – FELIETON #1
Połowę życia nuciłem, że muszę zbudować coś od zera, tak jak znany raper z wąsem. W ten piękny dzień zapraszam państwa na naszą umowę o dzieło. Niemniej rap jest już passe, więc pomęczę państwa prozą.
Zdobądźcie nadzieję, o ci tu wkraczający
Dodawanie otuchy. Boże, czy istnieje coś trudniejszego. Ktoś może zakrzyknąć, że to banał, popatrz tylko na te wszystkie samorozwojowe materiały, „jesteś zdolny do wszystkiego”. Cóż, mój wołający kolego, po pierwsze to, o czym mówisz to motywacja zewnętrzna. To, że będziesz nad kimś stał i krzyczał: dawaj zrób jeszcze krok, nie oznacza, że ta osoba zdobędzie nadzieję. To taki typowy sposób myślenia w naszej zachodniej kulturze: dajmy ludziom, a nie nauczmy ich brać. Między wierszami, to jest mój problem z populizmem.
Wiem, że nie powinienem, ale zagram teraz kartę kolegi geja. Słuchajcie znałem kiedyś pewną dziewczynę. Dziewczyna ta przeszła piekło, ale przeszła je nie dzięki ludziom dookoła niej, ale dzięki temu, że miała bardzo jasno poukładane w głowie co chce osiągnąć i była zdeterminowana jak to osiągnąć. Jednym słowem miała w sobie nadzieję. Tutaj rodzi się pytanie, jak wzbudzić w sobie lub w kimś nadzieję, czy motywację wewnętrzną tak, żeby cokolwiek się nie stało, ta osoba trzymała gardę i robiła swoje?
Odpowiedź: nie da się, nie jest dla mnie satysfakcjonująca. Wciąż mam przed oczami tą dziewczynę. W przeszłości miała ona dookoła siebie ludzi, którzy stworzyli z niej twardą i odporną istotę. Myślę, że jest to klucz. Osoba, której nie mówiono od zawsze, że w życiu trzeba zapierdalać i która nie wyrastała z takiego otoczenia będzie miała problem z wzbudzeniem w sobie motywacji. Dlatego jeśli chcesz kogoś zmotywować, chyba powinieneś mu powiedzieć te kilka rzeczy:
- To tylko twoje życie i tylko od ciebie zależy co z nim zrobisz.
- Praca, którą wykonujesz uszlachetnia cię, więc jest celem samym w sobie.
- Jeśli będziesz pracował mądrze, słuchając mądrych ludzi, to osiągnięcia same przyjdą, nie musisz o nie zabiegać.
- Jeśli przegrałeś, to tak naprawdę wygrałeś, bo nauczyłeś się czegoś, więc jesteś do przodu w stosunku do wygranych.
- Tylko ty sam możesz coś dla siebie osiągnąć.
Do tego polecam albumy Bon Jovi i modlitwę do jakiegokolwiek boga. Możesz się nawet do Mamony modlić, znam takich ludzi. I do przodu. Ja tak robię i jak na razie jeszcze nie umarłem. Zobaczymy, czy utrzymam ten wynik do następnego felietonu.
Pijemy dzisiaj za śmierć inteligencji
Ostatnio przeprowadziłem sobie ciekawą rozmowę z N, moją oddaną przyjaciółką. N jako osoba nadwyraz spokojna (odsyłam do tekstu kultury pt. „bardzo spokojny człowiek”), kiedy usłyszała o moich preferencjach literackich tj. o moim zamiłowaniu do pewnego autora na H (podpowiem, że miał na imię Marek, był przedstawicielem inteligencji lat 50 czystej próby, a więc jak wszyscy wielcy skończył jako samobójca) nazwała mnie, cytat, „propagatorem kultury szowinizmu, czytającego dzieła traktujące kobiety jako mięso na ladzie, będące uwłaczającymi bohomazami osoby zacofanej, pijaka i menela”. Cóż odnoszę wrażenie, że Marek Hłasko, bo o nim tu mowa, wśród środowisk literackich nie cieszy się, zasłużoną moim zdaniem, sławą.
Jakże ubolewam nad faktem, że tak mało w naszej edukacji polonistycznej poświęca się latom 50 ubiegłego wieku. Ikony obecnej sztuki pisarskiej, jak Hłasko, Cortazar, Iwaszkiewicz, Erenburg, czy nawet Hemingway, kojarzony obecnie głównie z „Stary człowiekiem i morzem” (bardzo uwłaczające dla autora np. „Farewall to arms”, jednej z lepszych książek wojennych jakie czytałem) oraz Taco Hemingwayem (ciężko stwierdzić, dla kogo to większy honor). Niemniej dzisiaj poszerzę państwa edukację jedynie o postać Marka Hłaski.
Pan Hłasko w swoich felietonach i opowiadaniach opowiada o swoich literackich początkach: o biedzie lat 40 w Polsce, o brudnym trwaniu, bo nie można tego nawet nazwać życiem, Polaków w tamtych czasach. Zarzucanie mu szowinizmu, to próba cenzurowania historii (tak, wiem, że to czytasz N) i próba wyparcia zwierzęcego pierwiastka ludzkiej natury, który objawia się nie w głodnych ludziach, jak twierdzi Hugo w „Nędznikach”, a w ludziach, którzy nie mają nic do stracenia, bo już wszystko stracili. Od bogactwa po godność. I takich ludzi portretuje Hłasko, który jak sam przyznaje, pisać uczył się pisząc donosy, a kontakty zawierał szmuglując wódkę i papierosy. Późniejsze losy pisarza, takie jak podróż do Izraela (opowiadania „Brudne czyny” i „Wszyscy stali odwróceni”), czy późniejsze więzienia w Niemczech, Francji, Włoszech oraz wszelakie szpitale psychiatryczne, do których poeta szedł zjeść ciepły posiłek, jeszcze tylko pogłębiają i urzeczywistniają świat prozy Hłaski, który jest tak podobny do świata lat 50. Czytając teoretycznie zmyślone opowiadania Hłaski dochodzimy do wniosku, że zdają się być one bardziej prawdziwymi od reprotaży Brezy, czy Rosa. Reportaże tych panów pełne indoktrynacji politycznej był mniej rzeczywiste od fikcji Hłaski i myślę, że to w tym leży piękno twórczości tego autora.
Z uwagi na to, darzę głębokim szacunkiem pana Marka i nie pozwolę na szarganie jego złego imienia. My wyrzutkowie społeczni trzymamy się razem. N, masz swoją upragnioną odpowiedź.
Co czytać? Wywiad z Memigiuszem Rozem
GP- Witamy czytelników w ten ponury jak zawsze w Krakowie dzień. Dzisiaj mamy zaszczyt rozmawiać z pół człowiekiem pół memem, prywatnym właścicielem największej półki Empika w Bonarce oraz moim listownym korespondentem (MR podobnie jak pan Niewolski unika telefonu z przyczyn, tutaj cytat, „reptiliańskich”) Witamy pana w Krakowie, jak minęła podróż?
MR- Cóż, pogoda była adekwatna do charakteru moich kryminałów – bezczelnie słoneczna. Sama droga trochę się dłużyła, ale mój dyliżans musiał zabrać ze sobą jeszcze Grzegorza Brauna, który podobnie jak ja unika wszystkiego, co nazywa „ wytworami kondominium niemiecko-rosyjskiego pod żydowskim zarządem powierniczym”.
GP- Widzę, że podróży preferuje pan jakość nad szybkość. Głosy pewnych internatów świadczą o tym, że w sztuce pisarskiej stosuje pan zgoła odwrócony system wartości.
MR- Cóż przesyłają mi faxem niektóre z tych komentarzy. Niestety muszę z przykrością oznajmić, że nie jestem z nimi w pełni zaznajomiony. Ostatnio poprosiłem znajomego drukarza o podesłanie mi egzemplarzy pewnego nowego bestsellera: Wikipedię i właśnie czytanie tej niekończącej cegły zajmuje mi większość czasu.
GP- Cóż, niechcący odpowiedział pan na kolejne pytanie od nas: co poleca pan czytać w dobie lockdownu? Może jeszcze ma pan jakieś inne sugestie?
MR- Cóż ostatnio mój syn czytuje Twittera mojego kolegii po piórze, pana Jacka Piekary, ale nie wychodzi mu to chyba na dobre, bo ostatnio ukamienował koleżankę z klasy za używanie Iphona.
GP- Teraz rodzi się pytanie, czego używa pan Piekara do pisania swoich twittów?
MR- Nie mam pojęcia. Ja swoje wysyłam pocztą.
GP- To była bardzo pouczająca rozmowa. Dziękujemy panu Memigiuszu.
MR- Do usług.