Energetyczna niezależność Polski – droga przez atom. Rozmowa z Jakubem Wiechem

Czas czytania: 7 minuty Żarnowca nie zatrzymały ani protesty, ani jeszcze wcześniejsza katastrofa w Czarnobylu. Żarnowiec zatrzymano na przełomie lat 80. i 90. na skutek objęcia władzy przez nową prodemokratyczną ekipę rządzącą w Polsce i transformację ustrojową...
Czas czytania: 7 minuty

Jakub Wiech to ekspert ds. energetyki jądrowej i polityki energetycznej. Jego głównym obszarem zainteresowań jest rola energii jądrowej w kontekście walki ze zmianami klimatycznymi. Jakub Wiech posiada bogate doświadczenie w badaniach, analizach i doradztwie w dziedzinie energetyki, a także w prowadzeniu debaty publicznej na temat energii jądrowej. Jest często zapraszany do udziału w konferencjach, panelach dyskusyjnych i wywiadach, gdzie dzieli się swoją wiedzą i perspektywą na temat tego ważnego zagadnienia. Jako entuzjasta nauki, Jakub Wiech opowiada się za wykorzystaniem energii jądrowej jako bezpiecznego, stabilnego i niskoemisyjnego źródła energii elektrycznej, mającego potencjał do znacznego ograniczenia emisji gazów cieplarnianych i przyczyniania się do globalnej transformacji energetycznej.

Jakub Wiech

Maria Boyke: Zacznę może od tego, że zdaję sobie sprawę, że dowód anegdotyczny jest wątły merytorycznie, niemniej trudno nie odnieść wrażenia, że pokolenie urodzone w latach 60./70. ma spore wątpliwości, co do elektrowni jądrowych. Chciałam zapytać, czy to faktycznie wynika z tego, jak dobrze pamiętają 1986 rok? W kontraście do tego mogę powiedzieć, że przeprowadziłam malutkie badanie wśród swojej grupy obserwatorów na Instagramie, to są osoby w przedziale wiekowym mniej więcej 18 – 24 lata. Na 300 ankietowanych ponad 95% odpowiedziało, że absolutnie popierają atom. Pytanie czy to jest po prostu kolejny konflikt pokoleń? Czy może brak wspomnień związanych z wybuchem elektrowni w Czarnobylu determinuje to stanowisko?

Jakub Wiech: Oczywiście można to przedstawić w ten sposób, że pokolenie naszych rodziców czy dziadków jest w pewien sposób “skażone” strachem. Katastrofa, która z racji swojej geograficznej bliskości względem Polski wywołała ogromne tąpnięcie społeczne, przyczyniła się do chociażby protestów wokół elektrowni jądrowej w Żarnowcu, gdzie protestujący wznosili transparenty o treści “Nie chcemy Żarnobyla”. To było oczywiście zogniskowane na tym, co się stało w Czarnobylu w 1986 roku i to jest wytłumaczenie, które w dużej mierze pokazuje, skąd w pokoleniu naszych rodziców, dziadków jest ten lęk przed elektrowniami jądrowymi, który był przekazywany potem na następne pokolenia. Natomiast to, że najmłodsi nie są już antyjądrowi, nie do końca jest moim zdaniem związane z tym, że tego Czarnobyla nie pamiętają. Przecież mogli zostać niejako intoksykowani tym lękiem wobec atomu za sprawą swoich rodziców, a w międzyczasie zdarzyła się jeszcze katastrofa w Fukushimie, która również miała silne oddziaływanie w Europie. Uważam, że to najmłodsze pokolenie, które dopiero teraz wchodzi do debaty publicznej, jest po pierwsze skoncentrowane na walce z kryzysem klimatycznym, gdzie elektrownie jądrowe są genialnym narzędziem do radzenia sobie z tym zagrożeniem. Poza tym jest to też pokolenie, które mocno bierze sobie do serca głos nauki, a nauka w kwestii energetyki jądrowej jest dość jednoznaczna: jest to bezpieczna, stabilna technologia, która pozwala na bezemisyjną produkcję energii elektrycznej. Tutaj pojawia się pewien problem – mianowicie młode pokolenie ma inne atrybuty, które niejako przeszkadzają w brzmieniu tego głosu z pełną siłą. To znaczy jest może czasami mniej aktywne politycznie, nie jest jeszcze tak kompletne np. w legislatywie, żeby nadać odpowiednie tempo, o którym myśli. Trzeba sobie poradzić z tym lękiem, który gdzieś tam jeszcze tkwi w pokoleniach starszych, ale sobie z tym radzimy, bo większość Polaków jest “za” energetyką jądrową, co pokazują sondaże. Co więcej, w Europie ustępują już te antyjądrowe lęki. Mamy coraz mniej państw, gdzie na pierwszym miejscu stawia się taki antyjądrowy sceptycyzm, nawet w Niemczech już 71% społeczeństwa chce utrzymania energetyki jądrowej w pracy po to, żeby radzić sobie np. z modami polityki klimatycznej Unii Europejskiej. Zachodzą pewne zmiany wynikające z szoku, jakim jest wojna prowadzona obecnie w Ukrainie, ale moim zdaniem też z edukacji, która postępuje i pokazuje, że atom nie jest niebezpieczny.

M.B.: À propos Niemiec, przypomniało mi się, jak jeszcze w szkole podstawowej nauczycielka niemieckiego włączyła pewien film. Miał on być chyba edukacyjny od strony językowej, polski tytuł filmu to “Chmura”. Teraz gdy o nim myślę, to uświadomiłam sobie, jak bardzo propagandowy, a raczej jak bardzo opozycyjny w stosunku do atomu był. Film opowiada tragiczną historię miłosną, której na drodze staje wybuch elektrowni jądrowej w jednym z niemieckich miast.

J.W.: To właśnie doskonale pokazuje, jak w Niemczech, ale też niemieckojęzycznych krajach, bo do tego trzeba zaliczyć Austrię, silnie zakorzeniony jest lęk. Nawet w popkulturze tworzy się propaganda – spójrzmy np. na niemiecki serial “Dark”. Wszystkie niebezpieczne rzeczy, tunele czasoprzestrzenne dzieją się właśnie w elektrowni jądrowej. To doskonale ilustruje, że ludzie boją się tych jednostek. Dlaczego? Prawdopodobnie dlatego, że elektrownie jądrowe działają w sposób trudny do zrozumienia, a jak człowiek czegoś nie potrafi zrozumieć, to naturalnie pojawia się strach.

M.B.: Mimochodem pojawił się już wątek Żarnowca, a tak się składa, że mieszkam dosłownie kilka kilometrów od tej niepowstałej elektrowni atomowej. Chciałam zapytać, czy to naprawdę wydawało się aż tak wątpliwej rentowności przedsięwzięcie, czy faktycznie tak dużo osób wyszło protestować? Co jest przyczyną obecnego stanu rzeczy, to znaczy braku elektrowni jądrowej w Żarnowcu?

J.W.: Żarnowca nie zatrzymały ani protesty, ani jeszcze wcześniejsza katastrofa w Czarnobylu. Żarnowiec zatrzymano na przełomie lat 80. i 90. na skutek objęcia władzy przez nową prodemokratyczną ekipę rządzącą i transformację ustrojową, która miała bardzo silne przełożenie na kwestie ekonomiczne. Dostrzegam również bardzo silny lobbing środowisk górniczych, które jeszcze wtedy miały dużo do powiedzenia, a które traktowały energetykę jądrową, rozpoczętą jako projekt przez ekipę Edwarda Gierka, jako zagrożenie. Górnicy wiedzieli, że atom, który się zainstaluje w Polsce, w energetyce będzie zagrożeniem dla węgla – sprawi, że zapotrzebowanie na polski węgiel, a więc na produkt kopalń działających np. na Śląsku, będzie mniejsze. Z punktu widzenia górników były to lęki bardzo racjonalne, bo atom dekarbonizuje, natomiast z punktu widzenia społeczeństwa, było to cyniczne i bardzo partykularne zagranie jednej grupy zawodowej, które niejako uwięziło całe społeczeństwo w węglowej pułapce. Z tego wynika, że atom został skreślony już po transformacji energetycznej. To wtedy postawiono krzyżyk na Żarnowcu. Trzeba było zrobić tak, jak Słowacy, którzy również przechodzili mniej więcej w tym samym czasie trudną transformację polityczno-ekonomiczną, jednak równolegle budowali elektrownię jądrową Mochovce. Oni nie skreślili tej jednostki, tylko zamrozili projekt. Poczekali na poprawę sytuacji gospodarczej i odmrozili, a teraz cieszą się dużą ilością czystej energii produkowanej dzięki tej elektrowni jądrowej. W Polsce postąpiliśmy inaczej, co jest przyczynkiem do dyskusji o pewnej krótkowzroczności naszych elit rządzących, o patologiach wytworzonych w dużej mierze przez lobby węglowe. To właśnie ten proces zahamował rozwój energetyki jądrowej w Polsce.

M.B.: Wiemy już, że generalnie atom jest bezpieczny, to pokazują sondaże. Ostatnio spotkałam się z innym argumentem, który nie krytykuje samego zamysłu elektrowni jądrowej, ale brzmi: “Zabraknie uranu, co wtedy? W Polsce uranu nie mamy, to jak mamy mieć elektrownie atomowe. Jak to wszystko ma funkcjonować?”.

J.W.: Po pierwsze, według szacunków dotyczących obecnie zidentyfikowanych złóż uranu – starczy go na około 200 lat pracy działających obecnie elektrowni jądrowych. To jest dosyć dużo, nawet przy założeniu, że zdublujemy te moce, to i tak biorąc pod uwagę większą efektywność w używaniu paliwa jądrowego przez nowe elektrownie jądrowe, mamy do czynienia ze stabilną pracą na mniej więcej jeden wiek, co nas zupełnie urządza. Po drugie, jak wspomniałem, nowe elektrownie jądrowe mają coraz wyższy współczynnik wykorzystania paliwa jądrowego, wyższy poziom recyklingu tego paliwa i dzięki temu nie potrzeba nowych złóż uranu. Wystarczy w dużej mierze lepsza obróbka tego, co już mamy wydobyte i co potem jest przerabiane w zakładach produkcji paliwa jądrowego na gotowe pręty paliwowe. Po trzecie, mamy też jeszcze bardzo duże możliwości pozyskiwania uranu ze złóż podwodnych albo np. z wody morskiej. W ogóle uran jest pierwiastkiem powszechnie występującym, tylko nie w takich stężeniach jakie są potrzebne. Ale przy założeniu, że te konwencjonalne złoża uranu jakoś by się kończyły, możemy sięgnąć po złoża niekonwencjonalne i w ten sposób zaspokoić podaż. Nie ma tutaj zagrożenia deficytem, mamy dosyć dobrze rozpracowane łańcuchy dostaw, one wiodą głównie do takich państw jak Kazachstan, Kanada, kraje afrykańskie. A Rosja, która często jest używana jako argument przeciwko atomowi, jest jednym z mniejszych producentów uranu. Z kolei już te gotowe fabryki do produkcji paliwa jądrowego mamy w Unii Europejskiej, np. w Niemczech, we Francji, Hiszpanii, Szwecji. Możliwe, że Polska będzie miała taki zakład, jest to część oferty partnera koreańskiego rozgrywanej w naszą stronę, więc nie ma tutaj zagrożenia, że ten pierwiastek  będzie deficytowy w najbliższym czasie.

Maria Boyke
Maria Boyke

Interesuję się wszystkim po trochu i niczym na poważnie. Zdobywam doświadczenie gdzie tylko się da i jestem nastawiona na ciągły rozwój. Piję dużo kawy i czytam horrory. Egzaltuję się filozofią (zwłaszcza pozytywistyczną) oraz historią współczesną.

Artykuły: 8