To już nie ten sam streaming…

Czas czytania: 4 minuty Netflix, HBO Max, Disney+... ilość dostepnych serwisów rośnie, a mimo to nie mamy czego oglądać. Czyżby złota era streamingu dobiegła końca?
Czas czytania: 4 minuty

W wieku dwunastu lat moim największym marzeniem było wykupienie dostępu do Netflixa. Miałam wrażenie, że ten abonament będzie kluczem do nieograniczonego świata filmów i seriali, o których można potem rozmawiać godzinami. Przez pierwsze lata faktycznie tak było – wszystkie głośne produkcje niemal automatycznie trafiały właśnie na tą platformę i przez długie tygodnie były na ustach wszystkich. Teraz, pięć lat później ledwo mogę spamiętać wszystkie wykupione subskrypcje – HBO Max, Disney+, Player, Sky Show Time i legendarny Netflix na stałe dołączyły do stałej listy comiesięcznych wydatków. A mimo to nie mam czego oglądać. Czy z platformami do streamingu jest podobnie jak z zawartością szafy, czy faktycznie się popsuły? 

Krótka historia Netflixa

Firma Netflix rozpoczęła swoją działalność od prowadzenia wysyłkowej wypożyczalni DVD. Od samego początku świadczyła usługi abonamentowe – nie było ograniczeń w ilości wypożyczonych płyt czy w czasie ich użytkowania. Był to klucz do sukcesu. Z czasem powstała strona Internetowa, gdzie można było przeczytać o rekomendacjach filmów, tworzyć różne listy dla poszczególnych użytkowników oraz listy dopasowane do nastroju. Liczba odbiorców nieustannie rosła.  

W 2007 roku została uruchomiona usługa przesyłania strumieniowego, która umożliwiła natychmiastowe oglądanie filmów i seriali. Nie trzeba już było wypożyczać kaset czy pobierać wcześniej plików. Wystarczyło włączyć seans i oglądać go w tym samym momencie, w którym dane są wysyłane. Nic więc dziwnego, że przycisk Netflix niedługo potem pojawił się na pilotach, a firma zaczęła zdobywać klientów również poza USA. 

Logo Netfixsa

W 2013 roku rozpoczęły się produkcję seriali i filmów oryginalnych. Netflix stawiał na różnorodność, siłę kobiet, mniejszości seksualne, etniczne i kulturowe. Chwilami wychodziło to niemal karykaturalnie, lecz pozwoliło platformie na zdobycie szerokiej publiczności – Netflix dotarł już wówczas do Europy. Pierwszym hitem okazał się ,,House of Cards”, a kolejne produkcje zdobywały jeszcze większą popularność i światowej klasy nagrody. 

Dzisiaj liczba użytkowników przekracza 200 milionów. Serwis jest dostępny w niemal 200 krajach i kilkudziesięciu językach. Trudno znaleźć kogoś, kto nie zna Netflixa lub nigdy z niego nie korzystał.

Podobną drogę przebyły również inne serwisy streamingowe, które w ciągu ostatnich lat zaczęły powoli deklasować kultowy serwis. Pomimo, że jest ich teraz dostępnych aż tak wiele coraz trudniej znaleźć na nich pozycję, którą z przyjemnością będziemy mogli obejrzeć. Od czasów złotej ery streamingu sporo się zmieniło – coraz mniej zależy firmom na jakości, a coraz bardziej na ilości. 

Telewizja kablowa

Ostatnio natknęłam się na porównanie, że serwisy streamingowe zaczęły coraz bardziej przypominać telewizję kablową. Skaczemy pilotem z jednego na drugi i w sumie nic nam się nie podoba. Przez wchodzenie na rynek coraz to nowych serwisów działających na podobnej zasadzie co Netflix zaczęła się wojna o prawa autorskie do kultowych pozycji. Jednego dnia są jeszcze dostępne, drugiego już nie. Przez to nie oglądamy seriali, bo boimy się, że streamingi zdecydują się je usunąć. W konsekwencji seriale są usuwane, bo przecież nikt ich nie ogląda. W tej spirali widzom odbierana jest cała przyjemność z dotychczasowej wieczornej rozrywki i ciężko powiedzieć kto właściwie na tym zyskuje. Oszczędza się za to na kosztach produkcji i ich jakości. 

Ilość, a nie jakość

Zmiany na rynku sprawiły, że zmieniła się również polityka Netflixa. Zamiast inwestować w najwyższą jakość produkcji postawiono na ilość. Byleby w zakładce z nowościami zawsze coś się znalazło. Coraz częściej można się natknąć na produkcje w stylu reality show typu Is It Cake? Love Is Blind. Jak nietrudno się domyśleć ich produkcja jest znacznie tańsza. I podobnie jak pisałam już wcześniej – to wszystko zaczyna coraz bardziej przypominać programy dostępne w telewizji kablowej, którą oglądamy coraz rzadziej. 

Na zmiany w polityce serwisów streamingowych narzeka również Hollywood. Tamtejsze strajki scenarzystów doprowadziły do znaczących opóźnień w produkcji kultowych seriali.

Czy złota era streamingu dobiegła już końca? Według mnie wszystko na to wskazuje. Od jakiegoś czasu to głównie korporacyjne przepychanki wśród których zupełnie zapomina się o widzu. Od dawna nie obejrzałam niczego co rzeczywiście zapadłoby mi w pamięć. A może po prostu stałam się bardziej wymagającym widzem, który nie może znaleźć żadnego przyjemnego serialu do obejrzenia. 

Magdalena Lis
Magdalena Lis

Uczennica warszawskiego liceum. W wolnym czasie uwielbia czytać literaturę piękną, oglądać thrillery psychologiczne i pisać wszelakie twórcze teksty: wiersze, opowiadana czy artykuły.

Artykuły: 8